Baba u lekarza.

Dziwy ach dziwy ! Siedzę w tej Wielkiej  Brytanii już trzeci rok i myślałam, że pewne rzeczy wiem już o tym kraju. Tym bardziej, że wiedza na temat tych 'pewnych rzeczy' stanowi wypadkową empiryzmu i opinii  innych ludzi . Jedną z tych prawd niepodważalnych , miało być przekonanie, że tutejsza służba zdrowia '  załatwia ' pacjenta 'po łebkach'. Idąc do lekarza czy pielęgniarki , można się nastawić na to, że dostanie się jakiś supermocny lek ( łącznie z psychotropem) w oparciu o dwuminutowy wywiad. Żadnych skierowań do specjalistów, żadnych zbędnych ceregieli.Bo i po co ?
A tu nagle , w najmniej spodziewanym ( i najmniej dogodnym) momencie , moja lokalna przychodnia wyskoczyła z ...z pełnym profesjonalizmem. W momencie kiedy ja nie mam na nic czasu  i chciałam się zobaczyć z pielęgniarką na 5 minut , Ci mi wyjechali z papierkami do wypełnienia. A wszystko to bo jadę na wakacje. 
Ponieważ moją nadchodzącą wyprawę traktuje śmiertelnie ( pewnie dlatego, że ludzie twierdzą, że tym razem to już na pewno zginę), postanowiłam popytać specjalistów o szczepienia i ewentualne potrzebne leki. Odesłano mnie do domu z karteczkami do wypełnienia, bo 'oni to muszą mieć na piśmie , aby móc to bardzo dokładnie sprawdzić'. Yyy? Czy zatem wielokulturowa wyspa na której wiodę mój żywot, aż tak bardzo obawia się epidemii ? Wychodzi na to, że brytyjskiej wielkości bardziej zagrażają orientalne gorączki  niż kryzys ekonomiczny. Ale w sumie.. skoro oni to tak 'dokładnie dla mnie sprawdzą', to pozostaje mi się tylko cieszyć. Może jeszcze mi coś wstrzykną za free ? Temat będzie kontynuowany.... 
Dla zainteresowanych , oto jak wygląda taki kwestionariuszowy wywiad :