Dane Kontaktowe

Zapraszam wszystkich zainteresowanych do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, uwagami i doświadczeniem.
Czekam także na Waszą pomoc przy tworzeniu tego bloga.
Jeżeli posiadacie jakieś ciekawe sugestie, przemyślenia albo informacje związane z poruszaną przeze mnie tematyką - proszę, podzielcie się nimi ze mną. Chętnie o tym napiszę.

Dane kontaktowe :

gobarakago@gmail.com



środa, 27 lutego 2013

Przepis na koniec miesiąca

   Bez wstępu i rozgrzewki przystępuję do kulinarnego sedna sprawy. Jest koniec miesiąca , a zatem dziś zafunduję Wam smakową podróż do Indii.
Będzie to podróż niezwykle tania. Przy założeniu, że macie w domu bogaty wybór przypraw i trochę ryżu, ugotowanie tej potrawy będzie prawie darmowe. 
Do ugotowanie Tadka Dhal ( czyli mojej ukochanej potrawy, której posmakowanie zawsze przenosi mnie w beztroskie czasy au-paikowania u Sri-Cejlończyków) potrzebne Wam będzie :
- 3/4 szklanki czerwonej soczewicy
- 3/4 szklanki drobnego dhal *
- cebula
- limonka
- 2 ząbki czosnku
- trochę imbiru
- kilka zielonych chilli
- opcjonalnie liście curry ( najlepiej trochę bardziej żywe, niż te zaprezentowane na zdjęciu)



* Jeżeli nie macie dhal, po prostu zróbcie to z samej soczwiecy

Soczewica&Dhal


Przyprawy:
- płaska łyżeczka kuminu
- pół łyżeczki kurkumy
- kopiata łyżeczka mielonej kolendry
- kopiata łyżeczka garam masala
- płaska łyżeczka gorczycy
- płaska łyżeczka chilli
- sól



Przygotowanie jest dziecinnie proste. Muszę jednak uściślić, że podana przeze mnie receptura zawiera kilka skrótów i uproszczeń. Ja nie gotuję uprzednio soczewicy i dhal, i nie podsmażam osobno na patelni przypraw. Tak postępuje się w oparciu o oryginalne , indyjskie 'wytyczne".  Ja wolę ( z racji wiecznego zabiegania) wersję ekspresowo- jednogarnkową.
A zatem :
Na patelni na odrobinie oleju podsmaża się cebulę wraz z kurkumą. Cebula "łapie" w ten sposób piękny kolor i specyficzny smak. Do usmażonej bazy dodajemy soczewicę i dhal. Zalewamy to wodą, doprawiamy solą (ile kto lubi) i gotujemy aż zauważymy , że nasza potrawa mięknie ( jakieś 15 minut). Następnie dodajemy wszystkie suche przyprawy, oraz zielone chilli ( ja wrzucam w całości jedynie po odcięciu ogonków), posiekany czosnek i imbir oraz liście curry. Nasze danie poddajemy dalszej obróbce termicznej ( jakieś kolejne 10 minut). Jak trzeba, stopniowo dodajemy wody. Na sam koniec procesu gotowania dodajemy sok z limonki. Bardzo ładnie balansuje to pikantny smak chilli.
Tak przygotowane danie serwujemy z chlebem naan , albo  zwykłym ryżem. Ja często podaję dhal z jogurtem. Oczywiście jest to danie wege i wasi mięsożerni chłopcy tego nie polubią :P
Pozdrawiam 



niedziela, 24 lutego 2013

Tytułem wyjaśnienia

Witam wszystkich. 
Być może spostrzegawcze jednostki zauważyły na moim blogu małą dekoracje graficzną w postaci bannera. Banner ów ( oprócz właściwości reklamowych) jest  też symbolem nowo rozpoczętej współpracy. Podmioty uwikłane w tę cybersymbiozę to : miss GoBarakaGo oraz Facbook Fanpage Egzotyczni.
FFF to nowa inicjatywa mająca na celu skupianie i integrowanie osób, których wspólną pasją jest podróżowanie. Jest to również baza do wymiany doświadczeń, wrażeń, zdjęć z wypraw
ciekawostek i wszystkiego, co związane jest z podróżowaniem.
Dlaczego dałam się w to wciągną i jaka będzie w tym moja rola? Co do mojego współuczestnictwa w tym projekcie, to zwyczajnie spodobała mi się tematyka.


Głównym założeniem fanpage  jest promowanie turystyki w sposób odpowiedzialny. Jego myślą przewodnią jest profilaktyka i bezpieczeństwo w podróży. Dlatego też celem wzajemnej współpracy jest z jednej strony zachęcanie innych do podróżowania w egzotyczne miejsca, z drugiej zaś wzajemne dzielenie się zdobytymi doświadczeniami oraz wiedzą. 
Zachęcanie do dalekich ale bezpiecznych podróży to tematyka , którą tak czy owak drążę tutaj od blisko dwóch lat. Pomyślałam zatem , że mogę równie dobrze od czasu do czasu skrobnąć mały artykuł dla "Egzotycznych". 
Mam nadzieję , że nasza kooperacja wyjdzie wszystkim na zdrowie i że dzięki temu wszyscy dowiemy wielu ciekawych rzeczy związanych z szeroko pojętą tematyką podróżowania. 
Zapraszam wszystkich na http://www.facebook.com/Egzotyczni

 

Pozdrawiam  

środa, 20 lutego 2013

Autobusy w Meksyku

       Jeżeli zapytacie kogokolwiek o wrażenia z Meksyku, prawdopodobnie w rozległej relacji znajdzie się też wzmianka o bardzo dobrze rozwiniętym transporcie publicznym. Ludzie zwykle o tym mówią, ponieważ czego jak czego - ale doskonałej organizacji ( na jakiejkolwiek płaszczyźnie) po tym kraju przyjezdni raczej się nie spodziewają. Jest to zatem rodzaj pozytywnego szoku i aż chce się o tym opowiadać.
Autobusy kursują zgodnie z rozkładem, są niesamowicie komfortowe  i tanie. Jeżeli wysupła się troszkę więcej grosza z kieszeni, dostaje się bilet na przejażdżkę klasą pierwszą.  Pojazd taki wyposażony jest w ubikację i telewizor. Klimatyzacja też działa dobrze. Czasem nawet za dobrze. Jadąc do Meksyku- nawet w środku upalnego sezonu- nie zapomnijcie o ciepłych bluzach. 
Jakieś mankamenty ? Minimalne. Czasem może pojawić się mały kłopot z transportem dalekobieżnym ( zwłaszcza w okresie świąt). Jeżeli jakiś autobus jedzie do danego miejsca tylko raz-dwa razy dziennie, lepiej zarezerwować sobie siedzenie i kupić bilet wcześniej! Zapamiętajcie tę lekcję , a unikniecie komplikacji, którym ja musiałam sprostać. W przypadku , kiedy autobus posiada już komplet pasażerów, zwykle ma się do wyboru dwie opcje. Czekać 24-48 godzin ( zależy czy bilety zostały wykupione na jeden czy kilka dni), albo jechać do innego miasta i tam łapać połączenie do naszego punktu docelowego. Oczywiście jest to strata czasu i pieniędzy. I tyle. W tym miejscu temat potencjalnych problemów został wyczerpany.
W części  'dla oka' troszkę więcej zdjęć zrobionych w czasie jukatańskich podróży autobusowych.

Wygodny autobus. A w nim- Panicz Piękny Model









niedziela, 17 lutego 2013

Cyk cyk przez szybę...

          Prawda jest taka: najwięcej o kraju można się dowiedzieć wsiadając do autobusu,  pociągu lub też samochodu. Przemieszczając się z miasta A do miasta B, chcąc nie chcąc wkraczamy na terytoria niezwykle tajemnicze. Małe wiochy zabite deskami, niewielkie miasteczka , przystanki autobusowe gdzieś w szczerym polu. Tam wpływy globalizacji docierają najwolniej. Albo i wcale. 
Meksyk jest krajem przez który podróżuje się, z nosem przyklejonym do szyby. Małe wioski usłane są chatkami , w których mieszkańcy dyndają się leniwie na hamakach. Niestety z racji oczywistego faktu, że autobusy nie stoją w miejscu , sfotografowanie takiej  sielanki jest niezwykle trudną sztuką. Ponadto to co uda się uchwycić, ma zwykle słabą jakość. Niemniej jednak popatrzecie...









 

środa, 13 lutego 2013

Camp-No-America

     T ematem mojej dzisiejszej prędziutkiej notki jest praca na campie. Nie nie nie. Wcale nie wzięło mnie znowu na pisanie o Ameryce. Wręcz przeciwnie. Dziś pomyślałam o tych , którzy lecieć tam nie zamierzają. Niektórzy wszak wolą Europę. Stary Kontynent to nasz umiłowany dom. Zaiste. Tu jest bezpieczniej , bliżej i bardziej swojsko. No i jest tu tyle do zobaczenia. Nie trzeba się od razu katapultować transatlantykiem , aby czegoś doświadczyć i /lub trochę zarobić.
Aby dostać pracę w ośrodku wypoczynkowym dla nieletnich, też nie trzeba aż tak daleko szukać. Podobną pracę można dostać też w niektórych krajach Europejskich. Zakładam ( ale nie wiem na pewno, bo nie sprawdziłam na własnej skórze), że procedury są dużo prostsze, ponieważ nie trzeba się babrać z wizą.
W ogóle to ja dzisiaj bardzo mało wiem. Zostawiam Was zatem z linkiem do obczajenia. Oto przykładowe oferty pracy. Myślcie prędko i produktywnie, bo nim się obejrzycie będzie już czerwiec ;) 



niedziela, 10 lutego 2013

Rzecz o hotelach



                  Rozmawiając o podróżach z moimi znajomymi często dochodzę do wniosku, że wszyscy na wojaże są chętni, ale większości osób nie po drodze jest z jakimikolwiek niewygodami. Często słyszę argumenty, że wakacje zdarzają się góra raz do roku, a więc wszelkie ‘ubarwienia’ takie jak podrzędne noclegownie, absolutnie nie wchodzą w grę. Cóż- takie rozumowane też trzeba uszanować. Ciągle jednak upieram się, że zawsze warto próbować zaoszczędzić na spaniu, aby móc te ekstra pieniądze przeznaczyć na inne przyjemności.
Okazuje się, że jak się dobrze poszuka , nawet hotele nie muszą być taką drogą przyjemnością. Jeżeli faktycznie na wakacje jeździ się bardo rzadko, albo wyjazd ma charakter jakiegoś specjalnego wydarzenia ( rocznica ślubu, miesiąc miodowy)- to chyba raczej należy sobie pozwolić na odrobinę luksusu.
Po dokładnym przejrzeniu zasobów internatowo- prasowo- telewizyjnych, nasuwa się jeden wniosek: konkurencja na rynku hotelowym jest duża, co przekłada się na bardzo korzystne oferty. Ostatnimi czasy jak grzyby po deszczu wyrastają serwisy specjalizujące się w wyszukiwaniu najkorzystniejszych ofert hotelowych. Firmy hotelarskie wabią klientów bardzo korzystnymi ofertami. Liczne promocje , oferty all inclusive i bogata oferta tematyczna- to wszystko sprawie, że wielu ludzi woli dopłacić i przenieść się z hostelu do hotelu. I nie ma co ukrywać – nawet taki niskobudżetowy podróżnik jak ja po hotelach czasem się buja. Z prostej przyczyny. Tanie hotele dwugwiazdkowe aż tak diametralnie nie różnią się cenowo od swych tańszych hostelowych kuzynów. Tyczy się to głównie jednostek, które niechętnie sypiają w wieloosobowych dormach i cenią sobie prywatność, za którą nawet w tych najtańszych noclegowniach trzeba dosyć dużo zapłacić.  Jeszcze inną kwestią jest charakter naszego wyjazdu. Jeżeli np. nie planujemy zwiedzania , a raczej nastawiamy się na zabawę , wówczas naprawdę serio należy rozważyć oferty all inclusive. I nie myślcie, że oferta ta dotyczy jedynie starego, dobrego Egiptu. Atrakcyjne, wzbogacone o bezpłatne napoje wyskokowe i pełne wyżywienie oferty, dostępne są też w naszym kraju. 
Warto też zrozumieć różnicę miedzy hotelem a hostelem. Śpiąc w tych najtańszych noclegowniach, niejednokrotnie trafia się na bardzo , ale to bardzo minimalistyczne warunki. Nie mówię tutaj o czystości wnętrz i ewentualnym robactwie. W hostelu, poza łóżkiem bardzo często nie dostaje się nic. Ani pół szafeczki. Nawet w pokojach dwuosobowych , przy zwiększonym nakładzie pieniężnym na ogół nie dostaje się nic ponad to. Hotele natomiast, nawet te jednogwiazdkowe zobowiązane są do zachowania pewnych standardów. W związku z tym , nawet w najtańszym hotelu znajdziemy szafę na garderobę i szafkę nocną. Nie mówiąc już o takich mini luksusach jak ciepła woda. Niestety nastawiony na oszczędność backpacker, bardzo często nie dostaje nawet tego.
Wybierając się zatem na wakacje, odpowiedzcie sobie szczerze przed sobą na pytanie o to jak ważna jest dla Was wygoda.
Ja osobiście na ten kilkugwiazdkowy luksus pozwalam sobie jedynie w czasie promocji i poza sezonem. Albo w czasie długiej podróży, kiedy to noclegi lepszej kategorii nijako ‘wplatam’ w cykl taniego zakwaterowania, tak aby móc się przynajmniej przez jedną noc wygodnie wyspać i porządnie umyć.
Reasumując- nawet podróżnicy ze skromnym budżetem powinni przed wyjazdem przynajmniej przejrzeć strony firm hotelarskich. Może się okazać, że przy odrobinie szczęścia uda się odnaleźć dobry balans między ceną a nieco lepszym standardem. 

czwartek, 7 lutego 2013

Pamiątki

        Kiedyś ktoś mi zadał pytanie czy przywożę pamiątki z podróży. Otóż odpowiedź brzmi, że przywożę. Ale nie zawsze ...I pod jednym warunkiem. Musi to być coś co mogę nosić, stąd wśród moich pamiątkowych zdobyczy znajdują się głównie kapelusze, kolczyki i pierścionki. Sklepy z typowymi figurkami stanowiącymi wariacje na temat kultury lokalnej omijam z daleka. 
W Meksyku jednak stał się cud. Okazało się, że jak dobrze skojarzyć dowcip w motywem sztuki ludowej- wówczas da się stworzyć coś , co nawet takiej malkontentce jak ja podpasuje. Co nie znaczy , że produkt kupię :P Mogę najwyżej zrobić zdjęcie.
Okazuje się, że urok Meksyku jest na tyle rozbrajający, że można nawet łaskawie spojrzeć na masową cepeliadę :) 
A co do łaskawości ....to mam nadzieję, że się nie wściekniecie na jakość zdjęć ....





Hłe hłe hłe


poniedziałek, 4 lutego 2013

Merida

Dziś postanowiłam dokończyć temat Meridy. Zacznę od nieco banalnego stwierdzenia, że w mieście tym mi się bardzo podobało. Jest to jednak fakt warty odnotowania, ponieważ kiedy szukałam informacji na temat tego miejsce , wiele internetowych źródeł ( czytaj: blogerzy i forumowicze) opisywało tę okolicę jako mało ciekawą. Czym zetem Merida zarobiła sobie na moja uznanie ? Chodzi zwyczajnie o to, że jest to miasto dosyć duże, tłoczne i nieuporządkowane. Takie jakie spodziewasz się zobaczyć w tym rejonie świata. Dla kogoś kto Meksyk ma zamiar poznać jedynie przez podróż w obrębie Jukatanu, Merida jest przystankiem obowiązkowym. Miasto urzeka bowiem 'zwyczajnością' i jakimś autentyzmem. I nie ważne , że nie czyste jak Campeche ani klimatyczne jak San Cristobal...
Poza tym to właśnie tam odnalazłam hostelowy raj na ziemi. Zwykle nie reklamuję miejsc noclegowych, ale tym razem nie mogę się oprzeć. Hostel Zocalo na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Ulokowany w pięknym starym budynku, posiada wspaniały klimat wykreowany przez właściciela - długowłosego artystę hippisa. Hostel jest przestronny, serwuje najlepsze śniadania i ciągle pachnie tam marihuaną :D Polecam z całego serca !

Hamakowy chillout w hostelu Zocalo...
... i pozostałe zdjęcia z Meridy :