Dane Kontaktowe

Zapraszam wszystkich zainteresowanych do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, uwagami i doświadczeniem.
Czekam także na Waszą pomoc przy tworzeniu tego bloga.
Jeżeli posiadacie jakieś ciekawe sugestie, przemyślenia albo informacje związane z poruszaną przeze mnie tematyką - proszę, podzielcie się nimi ze mną. Chętnie o tym napiszę.

Dane kontaktowe :

gobarakago@gmail.com



środa, 29 lutego 2012

Nostryfikować ?

           Ostatnio ( dopiero po 3 latach bytności na Wyspach )zachciało mi się nostryfikacji dyplomu. Tak sobie pomyślałam, że temat ten może kogoś zainteresować. Cała procedura jest dziecinnie prosta i ekspresowa ( w przypadku UK przynajmniej). Papiery wysyła się do NARIC i po jakiś trzech tygodniach jest po krzyku. Może opiszę całą procedurę w tym tygodniu, ale zacznę od tego czy w ogóle nostryfikować trzeba.
Wbrew pozorom, czasami nie jest to konieczne - teoretycznie. Ja np. przez 3 lata pracowałam jako support worker bez przedstawienia żadnego dyplomu. Wzięło się to stąd, że praca ta tutaj dostępna jest również dla ludzi bez doświadczenia. Co za tym idzie, jak tylko szłam na wywiad i błysnęłam jakimś tam terminem naukowym i do tego dorzuciłam , że mam licencjata z Edukacji Specjalnej i magistra z Pracy Socjalnej, to było zawsze ekstra i pracę dostawałam od tak. Ale , ale ... Nie do końca było tak różowo. Problem zaczyna się, kiedy chcemy wynegocjować jakieś godziwe wynagrodzenie. Wtedy się zaczynają schody, jeżeli nie mamy odpowiedniego dokumentu. Prawdopodobnie usłyszymy wtedy na wywiadzie, że super się do roboty nadajemy, ale niestety bez nostryfikowanego dyplomu będziemy musieli się zadowolić stawką dla początkującego pracownika bez doświadczenie. Ja taką sytuację miałam właśnie, gdy szukałam pracy jakieś pół roku temu. W prawdzie  mi się upiekło, bo pracodawca naprawdę mnie polubił i chciał mnie zatrudnić . Po tym jak kategorycznie odmówiłam pracy za 6.70 za godzinę i poszłam na wywiad do konkurencji, zgodził się, że da mi wyższą stawkę bo mi wierzy , że dostarczę nostryfikowany dyplom w przeciągu kliku tygodni .  Niemniej jednak po tym doświadczeniu, jedno stało się dla mnie jasne .... Zawsze warto starać się o uznanie dyplomu. W przeciwnym razie dajemy pracodawcy możliwość dowolnego manipulowania faktami, zaniżania stawek itd.
Niestety czasem 'boss' odstawi jakąś chamówę i oleje całą nostryfikację. Takiego pecha miała moja koleżanka. Zaniosła swoje papiery z NARICA do szefa, a ten wymyślił ( to jest jedyne pasujące słowo) jakie 'nieścisłości' i nie podniósł jej pensji. Wniosek nasuwa się taki: wiele zależy od szczęścia, od  postawy pracodawcy, naszych zdolności autoprezentacji , ale generalnie w papierkowej rzeczywistości XXI wielu , lepiej mieć więcej niż mnie. Tak więc : Nostryfikujmy !

niedziela, 26 lutego 2012

Trauma

Rumunia to kraj , który wedle mojej percepcji średnio się ma do legendarnego i stereotypowego nędznego ciemnogrodu. Nie wiem jak u Was, ale tam skąd pochodzę,  ludzi biednych i cyganów zawsze wyzywa się od Rumunów.  Tymczasem kraj ten jest raczej wysoko cywilizowany, wszystko jest ok , czysto ,  ludzie po angielsku śmigają. Jednakże jest też jeden szczegół , który w bardzo brutalny sposób burzy ten względny porządek. Mówię tutaj o ogromnej ilości wychudzonych, bezpańskich psów. Jako osoba miłująca się w czworonożnych istotach , w Rumuni momentami żałowałam , że obdarzona zostałam zmysłem wzroku. Co gorsza , te psiaki wcale nie panoszą się w formie dzikiego, budzącego uczucia negatywne, złowrogiego stada. One występują głównie w formie przymilnych szczeniaczków , proszących 'daj mi jeść,a najlepiej to zabierz mnie ze sobą'! Przysięgam, że w całym moim życiu nie widziałam nigdzie tylu nieszczęsnych zwierząt. Żeby jeszcze było bardziej tragicznie, to w niedawnej przeszłości w Rumuni  ustalone zostało prawo o eksterminacji bezpańskich czworonogów. Na szczęście na początku tego roku, ustalone zostało , że ustawa ta jest niezgodna z konstytucją.  Uffff




Dla zrównoważenia klimatu, zdjęcia z zamku z miasta Suczawa .






środa, 22 lutego 2012

Suczawa

Tak jak obiecałam , czas na wrzucenie kilku ładnych zdjęć z Suczawy. Od kiedy  zaczęła mnie gnębić straszna nostalgia, fotografie o podobnym klimacie poczęły wywoływać u mnie emocjonalny krwotok wewnętrzny. Czy mnie rozumiecie? Coś mi te Wyspy Brytyjskie nie w smak ostatnio, ale nie dziwne skoro ciągle siedzę w pracy ( znowu). Fajnie mieć bloga, prowadziłabym go nawet gdyby nikt tu nie zaglądał , bo przynajmniej mam okazję by oderwać się trochę od rzeczywistości i powspominać.
Zdjęcia są ładne, bo zrobił je Wojtek, a on jest zdolny. Teraz siedzi w Rosji. Pozdrawiam. I Wojtka i Was wszystkich. 















niedziela, 19 lutego 2012

Punkt strategiczny.

                   Myślisz sobie, że chciałbyś / chciałabyś się wybrać w jakieś ciekawe miejsce. Tanio, łatwo, z ciekawym kolorytem. Myślisz sobie, że takie niezwykłe miejsca są daleko ? Dobrze  to sobie przemyśl. A raczej Przemyśl.
Przemyśl to nie jest jakieś tam sobie miasto . Przemyśl to brama do innego świata. Wsiadasz w autobus na stacji PKS i już po chwili jesteś za granicą Ukraińską. Albo po dłuższej chwili za granicą Rumuńską. Jak się uprzesz do i do Mołdawii dojedziesz.
Postanowiłam o tym napisać , bo uważam , że to punkt strategiczny dla każdego kto nigdy nie podróżował samemu, chciałby 'liznąć' podróży po kraju , w którym drogi są jeszcze gorsze niż w Polsce i generalnie ma ochotę na jakieś szaleństwo, ale np. na Maroko nie ma kasy ani odwagi. No bo przecież... nie róbmy z siebie takich twardzieli. Ja np. bardzo stresuję się się, gdy jadę w nieznane. A jak pierwszy pierwszy raz jechałam na Wschód to już w ogóle miałam pietra . Nie miałam wtedy żadnego doświadczenia z podróżowaniem. Nie wiedziałam jak się porozumiewać za granicą , ani jak szukać tam noclegu, ani jak poruszać po ulicach w sytuacji, gdy się nawet nie zna cyrylicy. Ale chciałam tam jechać ! Ciągnęło mnie cholernie. No więc zebrałam się na odwagę , namówiłam koleżankę i stwierdziłam, że przecież źle nie będzie. Pomyślałam , że Lwów jest tak blisko, że nawet gdyby okazało się, że po Ukrainie wciąż grasują oddziały UPA, to szybko ucieknę i już.
Nie będę dziś pisać o tym jak to było na tej Ukrainie ( powiem tylko, że było fajnie). Bardziej chcę Was namówić, na prześledzenie międzynarodowego rozkładu jazdy stacji Przemyśl. Nawet jeśli jesteś taką trzęsidupą jak ja byłam kiedyś, to odważ się chociaż na wyprawę do Lwowa. To najbezpieczniejsza forma 'odczepienia się od maminej spódnicy', i zasmakowania niesamowitego kolorytu podróży w stronę wschodnią. Wybierz przy tym operatora ukraińskiego. Wtedy jeszcze lepiej będzie.
Piszę o tym przy okazji moje podróży do Rumuni, bo i tę wycieczkę rozpoczęłam właśnie w Przemyślu.
Poza tym mam tutaj mały filmik z wyprawy Polska - Suczawa( via Ukraina). Jest krótki i ale może dzięki niemu lepiej skumacie czemu tak Was indoktrynuję. Akcja była następująca :
Autobus nasz stał na granicy polsko-ukraińskiej . Nie bardzo wiedziałam po co i na co tak nas obszukują , bo zawsze wydawało się , że do Polski  ze wschodu się towary wwozi a nie wywozi. Źle chyba dedukowałam, bo staliśmy i staliśmy. Kolesie ze służby granicznej próbowali wałkować kierowcę i innych pasażerów. Zadawali jakieś tam pytania, a ci tylko powtarzali, że nic nie rozumieją . W końcu strażnicy się poddali i wpuścili nas na teren Ukrainy. Trzy sekundy potem ... zaczęła się wielka impreza. Ukraińcy powyciągali jakieś paczki, wódkę, żarcie , kierowca zapodał muzę. Strażnik graniczny dał się nabrać ( czy tam może przekupić) , to trza to oblać, nie ?  Miła pani przyszła i do nas i poczęstowała wódeczką. Towarzystwo wyciągnęło karty i cigarety :) Huczną muzyczkę i różne dziwne paczki można obczaić tutaj :


<

 Na filmie chyba uchwycony został smutny moment w którym gorzałka się już skończyła, o czym świadczy między innymi to, że ja śpię i mam wszystko w głębokim poważaniu :P Jakby wódka ciągle była na podorędziu,  to raczej bym tak spokojnie nie siedziała ;)

Na koniec daję linka do PKS Przemyśl International :)
Nie wiem czemu nie ma tam na rozpisce Suczawy i Kiszyniowa. W pierś się biję, że zawsze tam autobusy jeździły, ale cholera wie co się dzieje teraz. Wszak rzeczywistość to zjawisko dynamiczne i zmienne .
Baj

czwartek, 16 lutego 2012

Człowiek bez planu stanie się burżujem.

      Wiecie co? Przeglądam czasem fora internetowe dla podróżników. Pełno tam polemiki na temat tego, kto 'jest prawdziwym podróżnikiem, a komu się tak tylko wydaje'.  

Tak więc postanowiłam dokonać rachunku mojego podróżniczego sumienia i zapytałam samą siebie: "A ty jesteś ta prawdziwa?" Odpowiedziałam sobie : "Staram się bardzo i intencje mam szczere. Ale czasem nawalę. Tak jak wtedy w Rumunii ".

Ciekawi jesteście co to się stało w tej Rumunii? Nieee? To co... I tak opowiem Wam teraz całą historię:P
Moja podróż do Rumunii była przygodą wielce osobliwą.  Mówiąc najkrócej : przejechałam wiele kilometrów, wydałam dużo kasy , tylko po to aby w sumie nic nie zobaczyć. Przyczyny tej zajebistej katastrofy były dwie:
- załamanie pogody
- totalny brak organizacji


Pewnego pięknego dnia, ponad trzy lata temu , ja i mój kumpel Wojtek ( aka Aenim) wsiedliśmy w pociąg do Przemyśla , a tam do autobusu do Suczawy. Plan był prosty, a w sumie to nie było planu. Nie mieliśmy zabukowanego noclegu, coucha wtedy nawet nie znałam. Po wielogodzinnym przejeździe przez Ukrainę, wysiedliśmy na dworcu w Suczawie. Późno już było, tani hotelik przydworcowy w którym mieliśmy spać był wypchany po brzegi , no i tak zostaliśmy porzuceni gdzieś w środku złowrogiej , tajemniczo-wampirzej rumuńskiej rzeczywistości. No to nic. Trza było coś znaleźć. W końcu trafiliśmy na jakąś mega wypasioną willę ! Villa Alice - taką nazwę nosił ten przybytek. Ja - na ogół śpiąca w hostelach z pluskwami - czułam się jak jakiś turystyczny kopciuszek. Cena bardzo wysoko, ale wydaje mi się, że jak na standard , to raczej spoko przystępna. 
Oto królewskie pokoje Alice, jakby ktoś był zainteresowany  :


Plan był taki, że rano przeniesiemy się do jakiejś normalnej nory za 10 złotych. Ale poranek przyniósł kolejną zajebistą niespodziankę. Nagle zaczęło lać jak z cebra. Był to chyba wrzesień, końcówka tegoż miesiąca, i widać trafiliśmy na ten moment , w którym lato ustępuje nagle miejsca jesieni ( w jej najgorszym wydaniu).
Szybko stało się dla nas jasne , że w obliczu takiej aury, to chyba nie posiedzimy w tej Rumunii długo. Ale że nie chciało się nam dokonywać natychmiastowego odwrotu, daliśmy se siana i postanowiliśmy spędzić tam  parę dni. A że kasy mieliśmy na jakieś 2 tygodnie , postanowiliśmy się trochę rozwydrzyć i postawić na luksus. Hehe :) I tak oto moje rumuńskie wakacje, stały się moimi jedynymi z wysokobudżetową bazą noclegową.  Chyba to się już w moim życiu nie powtórzy , a szkoda bo ekstra było :D 
A tak w ogóle to Rumunia ( tyle ile ją widziałam ) , też jest ekstra.

Całą powyżej opisana historię, mogę przestawić również w wersji obrazkowej :
 
Wyjechaliśmy z Przemyśla, w którym to na granicy z Ukrainą podziwialiśmy piękne kible.

Potem, dla kontrastu ( a może dla równowagi?), trafiliśmy do wypasionej Villi Alice

W tej willi, wciąż udawaliśmy zwykłych polskich piwożłopów , którzy w szlacheckim przybytku Alice znaleźli się przypadkiem. No bo w sumie tak było..

Samo miasto ( czyli Suczawa) , wyglądało podejrzanie swojsko-polsko


Dziś daję zdjęcie kałuży, a jutro ( albo kiedyś tam) będzie część historyczna miasta( czy coś tam innego)


poniedziałek, 13 lutego 2012

Au-Pair Circle

Pewnie wiele osób zna już tę stronę , ale kto nie zna ten niech pozna. 

Przy okazji muszę się  poskarżyć, że ewidentnie urodziłam się dekadę za późno. Kiedy ja zostałam au-pair po raz pierwszy , takich wynalazków nie było i moje pierwsze tygodnie zagraniczne, naznaczone były poczuciem osamotnienia i nostalgii.
Teraz jednak jest zupełnie inaczej i korzystajcie z tego do woli. 
 
http://aupaircircle.com/ w mig pozwoli Wam na zlokalizowanie nowych znajomych. Strona de facto nawet nie wymaga rejestracji, gdyż loginu dokonuje się za pośrednictwem konta facebookowego. Po zalogowaniu możemy sprawdzić, czy w naszej okolicy mieszkają jakieś au-pairki, no a jak są to można do nich zagadać. I już mamy nowych 'friendsów'. Poza właściwościami przyjaźniotwórczymy, strona ta posiada również walory informacyjne. Na forum można zadawać różne pytania o wszelakiej treści. Oprócz tego, że znajomych można szukać w oparciu o miejsce zamieszkania, można też wyznaczyć sobie inne kryterium. Jeśli np. zależy Ci na znalezieniu przyjaciółki z Polski, możesz spróbować szczęścia w grupie 'Au-pair form Poland'. Można , a nawet trzeba , uprościć sobie poszukiwania poprzez zastrzeżenie, że interesują nas, dajmy na to osoby niedawno zarejestrowane, bądź niedawno aktywne. Inaczej utkniemy w tym wielonarodowym gąszczu :)  Strona ta jest przeznaczona dla wszystkich AP , również tych byłych.
To chyba tyle na dzisiaj. Krótko, zwięźle ale przydatnie. Chyba....

niedziela, 12 lutego 2012

Fiesta !

        O rany . Nie dalej jak dwie noce temu prawie żegnałam się z tym światem. Dostałam jakiegoś ultra patologicznego zatrucia, które wprowadziło moje ciało w stan maksymalnej gorączki i szoku. Nie będę jednak opisywać szczegółów, gdyż tak to już jest na tym świecie , że temat zatruć z tematem jedzenia jakoś brzydko się komponuje. A o jedzeniu ma być dzisiaj. 
       Jakiś czas temu w pracy oglądałam telewizję. Tak. Oglądam w pracy telewizję. No  i w tej telewizji, trafił się program o podróży kulinarnej jakiejś londyńskiej gościówy. Pani ta prowadzi meksykańskie restauracje w stolicy Anglii, a do Meksyku wybrała się po nowe inspiracje. Rany !! Ale mi się ten program spodobał. Pal licho, że większość potraw była mięsna. Te jej przechadzki po meksykańskich straganach sprawiły, że  zaczęłam zazdrościć ...samej sobie. W końcu  zamierzam dokonać inwazji na tej kraj w niedalekiej przyszłości. To pierwszy program kulinarny , który zachwycił mnie do tego stopnia, że teraz włączam go sobie co jakiś czas w domu i cenię go na równi z ulubionymi filmami , które widziałam około 150 razy ( bywam bardzo autystycznie przywiązana do ulubionych produkcji) .
Jeżeli narobiłam wam apetytu na meksykańskie żarcie i na ten show kulinarny, tutaj podaję linka:

http://www.channel5.com/shows/mexican-food-made-simple/episodes/episode-1-342

    Przygotujcie się na mały maraton, gdyż seria zawiera 8 epizodów. Każdy ponad 21 minut. Całość niestety po angielsku, ale przecież to język, którym wszyscy władamy znakomicie :) 


Jaki ja mogę do tego dorzucić komentarz ? Mogę tylko dodać, że po ostatnich ekscesach chorobowych, prawdziwie raduję się tym, że jestem wśród żywych. I tym , że mogę jeść też się wielce weselę :) Zawołam zatem : VIVA LA VIDA !!


czwartek, 9 lutego 2012

Cokolwiek . Gdziekolwiek.

        Jak wszystkim wiadomo : Nie ma podróży bez kasiory. Choćby się nie wiem  jak cięło koszty, spało u  ludzi na kanapach, jeździło stopem- to  i tak jakieś drobne na jedzenia czy samoloty ( drobne na samoloty ?) trzeba przeznaczyć. 
Moim zdaniem , najlepiej tą kasę zdobywać za granicą. Uważam tak bo :
- podróż wtedy zaczyna się już w momencie podjęcia pracy. Jedziemy w końcu w nowe miejsce.
- można podszkolić język
- no i zwyczajnie- można więcej zarobić
Ale... po co ja w ogóle tracę czas, na pisanie rzeczy oczywistych. Lepiej jak przejdę teraz do meritum , czyli kolejnej prezentacji strony internetowej. Tratatatata.... Fanfary...




Możecie mi uwierzyć na słowo. To jedna z najlepszych stron dla pracowitych podróżników, jakie istnieją w netowej przestrzeni.
Najłatwiej jest ustrzelić pracę, jeżeli nie ma się sprecyzowanego miejsca do którego chce się jechać. W wyszukiwarce zaznacza się wtedy 'anywork' oraz 'anywhere' i już po chwili możemy przebierać w ofertach. Jedyna 'wada' jest taka, że mimo, że strona ma zasięg ogólnoświatowy, to 'porządne' oferty ograniczają się tylko do krajów europejskich. Propozycje afrykańskie i azjatyckie jak zwykle ograniczają się do wolontaryjnego badziewia , za które trzeba jeszcze płacić. 
Powracając więc do Europy. Najlepsze w tej stronie jest to, że wiele linków przy ofercie posiada malutką ikonkę. Ta ikonka , przedstawiająca domek, to marzenie każdego backpackera , gdyż wskazuję na ofertę 'live-in". Innymi słowy , pracodwaca nie tylko płaci , ale też zapewnia zakwaterowanie , a także  nierzadko posiłek.
Oferty na tej stronie są  różno-różniaste. Od prywatnych właścicieli restauracji poszukujących jednego pracownika, po przedstawicieli sieci hoteli, którzy pragną zatrudnić 100-150 osób :)
Naprawdę warto dodać tą stronę do zakładek.
Pozdrawiam !

poniedziałek, 6 lutego 2012

Ciekawostka

    Dzisiejszy post zatytułowałam i zaklasyfikowałam jako 'ciekawostkę', głównie dlatego , że strona którą dziś przedstawię, nie do końce spełnia kryteria podróżniczego pragmatyzmu. Kryteria te narzuciłam ja.... a raczej mój cienki portfel, czyli już możecie się spodziewać co mi w tej stronie nie spodobało.
Mimo , że nie zupełnie użyteczna, zwyczajnie z  powodu drożyzny przedstawianych ofert, urzekła mnie swoją ciekawą zawartością. Stronka traktuje o .... niezwykłych hostelach . Znajdziecie tam wszystkie freaki kwaterowe od domków na drzewie , więzienia po jumbo jety ! Stronę ogląda się z wielką przyjemnością i za prawdę powiadam Wam , że wyobraźnia ludzka nie zna granic! A może to wybredność współczesnego podróżnika nie zna granic i nie wystarczy mu już łóżko i prysznic ? Skusiłam się nawet i zobaczyłam co oferują w Meksyku i Gwatemali , ale ceny sprawiły, że szybko mi się odechciało dalszego  zgłębiania tematu na poważnie. Mimo, że na razie nie zamierzam korzystać z dobrodziejstw z tej strony, polecam ją do przejrzenia:


Ogromnym atutem strony są niezwykła przejrzystość i łatwość nawigacji. Hoteli można szukać w oparciu o kilka kategorii takich jak : cena, miejsce , typ 'budynku' ( np. iglo,  jaskinia) a także 'klimat' ( czyli w zależności od tego czego szukasz , możesz nastawić się na coś odpowiedniego dla całej rodziny, coś artystycznego, coś ala dzika natura itd). Wadą jest fakt, że strona obecnie dostępna jest jedynie w wersji angielskiej. Ale takie rzeczy akurat lubią się szybko zmieniać, więc być może już niedługo twórcy zadbają i o to. 

Nie mogłam się powstrzymać i skradłam kilka zdjęć :




Jak kiedyś będę obrzydliwie bogata to się chyba na to skuszę :)

Tak, to też jest hotel.


Pociąg przerobiony na hotel. Cool !

Na sam koniec dodam jeszcze , że w Anglii taka forma wakacyjnej akomodacji jest ostro promowana przez czasopisma. Tak samo jak 'hardcorowe' wakacje agroturystyczno-krowio-kozie i inne super przygody. Generalnie nastały czasy w których ludzie płacą innym za to, żeby w wakacje móc plewić grządki czy pracować w sadzie. Cudownie romantyczne czy raczej idiotyczne ? Oceńcie sami...

sobota, 4 lutego 2012

Nastaw się na taniość.

     Kupienie taniego biletu lotniczego, to wcale nie jest takie łatwe zadanie jak by się mogło wydawać. Przyznam szczerze , że ja sama usatysfakcjonowana bywam tylko czasami. Moim głównym problemem jest to, że żeby dostać wolne muszę na wiele tygodni przed składać podanie i zobowiązana jestem podawać bardzo szczegółowo daty. W moim przepadku zatem czekanie na promocje i inne dary Boże rzadko wychodzi. A szkoda, bo okazje czasami trafiają się fajne. Dziś chcę Wam przedstawić pewne stronki, które służą do tropienia tanich lotów.
    
    Najpierw trzeba wymyślić sobie miejsce docelowe oraz cenę , którą jest się gotowym zapłacić za bilet. Następnie zarejestrować się na pewnych magicznych stronach i wprowadzić następując dane: daty lotu i oczywiście domniemane miejsce wylotu i przylotu. Jeżeli system wykryje, że na skutek jakiegoś promocjopodobnego zdarzenia , nasz wymarzony  bilet osiągnął odpowiednio niską cenę, zostaniemy poinformowani o tym za pośrednictwem e-maila. Tak ! Nastały takie piękne czasy kiedy nie trzeba już siedzieć godzinami na necie w poszukiwaniu ' taniości'. Zdradziłam  już wszystko, poza adresami  tych stron. Oto one:


http://www.yapta.com/
http://www.hotwire.com/trip-watcher/index.jsp


Fajne ?

Kiss

czwartek, 2 lutego 2012

Zima- fuj.

Dobrze , że dzisiaj nie muszę się głowić nad tekstem. Czas przyznać :
Po trzech latach bytności na Wyspach, moja góralska ( nizinno- góralska? ) krzepa poszła się ( za przeproszeniem) walić i byle mróz kładzie mnie do łóżka. Tak stało się i teraz :/ Mój brat Szymon zawsze przecierał oczy ze zdumienia, gdy radośnie wskakiwałam do 10 stopniowej wody bałtyckiej. Bracie Szymonie! Nie zobaczysz już tego nigdy.
A propos oglądania. Wczoraj obiecałam filmiki. Oto one. Idę zdychać. Pa

środa, 1 lutego 2012

Chińska Anglia

          Dziś - kolejna odsłona 'nieangielskiej Anglii'. Z racji takiej , że parę dni temu ludzkość wkroczyła w 'Rok Smoka', miałam w końcu okazję, stać się świadkiem naocznym sławnej chińskiej celebracji noworocznej. Było głośno, bębniąco i kolorowo. Byłam w siódmym niebie, mimo że akurat tego dnia zima przypomniała sobie, że styczeń to w sumie miesiąc, w którym wypadałoby trochę poszarżować. 
Skłamię jeśli powiem, że o Chińskim Nowym Roku wiem cokolwiek. Dlatego sobie daruję. Jeżeli jednak mieszkasz w Anglii- a interesują Cię takie ciekawostki- warto zapamiętać, że takowa celebracja przypada zawsze na okres między końcem stycznia a końcem lutego. Wtedy to - w wielu angielskich miastach władze lokalne urządzają  obchody tego święta. Informacji należy szukać na stronach internetowych danej miejscowości. Oczywiście najfajniej się wtedy udać do Londynu! Mi niestety od trzech lat się jeszcze nie udało:/ Praca , praca - jak zawsze winna jest praca. Na szczęście nasza lokalna parada również okazała się całkiem widowiskowa. No sam koniec imprezy zarobiłam w łeb chińskim ciastkiem z wróżbą ( tańczące lwy ciskały ciachami w publikę). A oto co mnie czeka :


A teraz zdjęć kilka :






Lew z ludzkim wnętrzem :)











Wpadnijcie koniecznie jutro na bloga :) Dodam filmy , bo zdjęcia nie do końca oddają klimat . Musicie usłyszeć te bębny !!