Dane Kontaktowe

Zapraszam wszystkich zainteresowanych do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, uwagami i doświadczeniem.
Czekam także na Waszą pomoc przy tworzeniu tego bloga.
Jeżeli posiadacie jakieś ciekawe sugestie, przemyślenia albo informacje związane z poruszaną przeze mnie tematyką - proszę, podzielcie się nimi ze mną. Chętnie o tym napiszę.

Dane kontaktowe :

gobarakago@gmail.com



piątek, 25 stycznia 2013

Przedurlopowo

Kiedy zakładałam bloga , odgrażałam się, że pośród tematów wszelkich, znajdzie się też kącik kuchcika. Dwa lata stukną niebawem , a przepisów puki co na blogu mam zero. Postanowiłam, że od teraz każdego miesiąca , będę się dzielić pomysłem na jedno z moich ulubionych dań. Oczywiście musi być międzynarodowo. 
Jako danie inauguracyjne wybrałam wegetariańskie Chow Mein.
Danie to jest bardzo proste i szybkie. Potrzeba na to 12 minut oraz :
- 300 gram grubego makaronu chińskiego
- 3 łyżki sosu sojowego
- 2 łyżki sosu ostrygowego
- 2 łyżki oleju sezamowego
- 2 łyżki wody
- 2 łyżki oleju
- troszeczkę masła orzechowego ( jedna łeczka max)
- 180 gram twardego tofu
- marchewka pocięta w długie , cienkie kawałki
- brokuł podzielony na życzki
- dwa ząbki czosnku ( zmiażdżone )
- dwie łyżeczki posiekanego imbiru ( albo odrobina sproszkowanego)
- pół szklanki orzechów nerkowca ( albo płatki migdałowe)


---------------
W tym miejscu zaznaczę, że jeżeli nie maci sosu ostrygowego, możecie z niego zrezygnować i zwyczajnie zamiast  3 łyżek sosu sojowego dodać aż 6. 

------ 
Wykonanie :
- Makaron ugotować w lekko osolonej wodzie
- W miseczce wymieszać sos sojowy, sos ostrygowy, olej sezamowy, wodę i masło orzechowe
- Na małej patelni ( bez dodatku tłuszczu) upiec orzechy albo płatki migdałowe
- W woku ( albo na patelni) rozgrzać olej i podsmażyć brokuł oraz marchewkę . Po 2 minutach dodać pocięte w kostkę tofu. Smażyć kolejne 4 minuty. Na sam koniec dołożyć do tego imbir i czosnek i smażyć przez 1 minutę.      
- Do powyższej mikstury dodać makaron, przygotowaną uprzednio mieszankę sosów oraz orzechy. Mieszać aż wszystko się ładnie i równo połączy.
To błyskawiczne danie wystarczy dla 2-3 osób. 
 
Smacznego !

 
Ps.
Ostatnimi czasy jestem rozpuszczoną bestią i mam sobie  coraz więcej dni wolnych. Jutro jadę na urlop , a zatem blog znowu chwilowo będzie zaniedbany. Tym razem jednak wyjeżdżam na krótko. Dziewięć dni w domku u rodziny.
Do usłyszenia po powrocie ;)  
 
   

środa, 23 stycznia 2013

Diabeł tkwi w szczegółach

      Wiele razy narzekałam na to, jak bardzo nie lubię latać. Moja podróż samolotem zawsze wygląda tak samo. Wsiadam do tej piekielnej  maszyny ze zmarnowanym wyrazem twarzy , a gdy już jest po wszystkim , wyskakuję  z mega zcieszonym bananem, szczęśliwa , że przeżyłam kolejną przeprawę powietrzną.  Nie wszyscy jednak mają do tego takie negatywne podejście. Niektórzy pasażerowie wręcz się rozkoszują lotem. Nawet ja muszę przyznać, że widoki roztaczające się za oknem są czasem bajkowe. Zwłaszcza jak się leci nad -dajmy na to- Ameryką, gdzie wszystko jest wielkie i monumentalne. Czasem zdarza mi się, że lecę nad jakimś miejscem i w głowie kreuję historię o ludziach tam mieszkających . To mnie zawsze skutecznie uspokaja. 
Bywa i tak, że czasem gdy podchodzimy do lądowania klnę pod nosem, że nie mam lepszego siedzenia, z którego mogłabym dokładnie widzieć co się dzieje za oknem. Np. lądując w Mexico City - nie widziałam nic !! A chciałam tę chwilę dokładnie zapamiętać. 
Pomyślałam sobie : Basta! Następnym razem chcę wiedzieć dokładnie gdzie mnie posadzą. Jak kiedyś będę szybować nad jakimś Delhi albo innym Katmandu , mam zamiar widzieć wszystko jak na dłoni.
Oczywiście kochany internet mi to umożliwi.



Powyższa strona , to nic innego jak zbiór zdjęć i szkiców obrazujących rozmieszczenie siedzeń w samolotach. W bazie znajdują się rozkładówki większości światowych linii lotniczych. Wystarczy szybki rzut okiem, aby wybrać swoje wymarzone miejsce.
Oczywiście można bez tego przeżyć, ale jak się ma wybór , to czemu nie skorzystać.  O poziomie  przyjemności ( także w czasie podróży) często decydują przecież szczegóły. 

niedziela, 20 stycznia 2013

Praca, praca...

     Nie wiem czy wiecie, że mamy w UK atak zimy. Jak na moje polskie oko, to bywało w życiu o wiele gorzej. Przy założeniu, że się posiada dużo soli i opony zimowe. W całym tym śnieżnym chaosie, trafiłam dziś na dwie zbłąkane hiszpańskie dusze. Wracałam z pracy i nagle jakiś miły mężczyzna zapytał mnie o drogę. Po akcencie poznałam, że zarówno on jak i jego towarzyszka Anglikami na pewno nie byli. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że ta sympatyczna  para pochodzi z hiszpańskiej Walencji, a do emigracji zmusiło ich szalejące tam bezrobocie. Czyli historia stara jak świat. Pomyślałam sobie, że to wielkie szczęście , że żyjemy w świecie otwartych granic i możemy próbować sił poza granicami naszego kraju. Nie ważne czy jesteśmy z Polski, Hiszpanii czy Włoch.
Zainspirowana dzisiejszym spotkaniem, postanowiłam wyłowić ( z myślą o czytelnikach bloga) z internetu jakąś fajną ofertę pracy zagranicznej. I znalazłam bardzo szybko na mojej ulubionej stronie, o której pisałam w zeszłym roku.
Mówiąc krótko, oferta dotyczy osób zainteresowanych pracą sezonową w branży hotelowej. Oferta aktualna jest od marca. Pracodawca gwarantuje 80 miejsc zatrudnienia na różnych stanowiskach- od recepcjonistki po sprzątaczkę i kucharza. Niektóre prace dostępne są też od czerwca. Zachęcam do rzucenia okiem , a jeżeli Wam się spodoba, życzę powodzenia w czasie rekrutacji.
Oto szczegóły dotyczące warunków zatrudnienia i aplikacji :


Na zachętę: To właśnie na tej bajkowej wyspie możesz pracować już od marca ;) Źródło

środa, 16 stycznia 2013

Zdjęciodawajka

     Człowiek ma marzenia  oraz różne inne aspiracje. Rzeczywistość kpi sobie zarówno z ludzkich marzeń jak i aspiracji. Co więcej- rzeczywistość ma też w nosie potrzeby pierwszego rzędu, takie jak spanie czy regularne posiłki. Zmierzam do tego, że moje pragnienia dotyczące porywająco ciekawego i  rzetelnego blogowania pewnie nigdy się nie spełnią, a wielkim szczęściem będzie jeśli zdążę dziś ugotować zupę. I tak oto moje sny o internetowej potędze muszę na tę chwilę zredukować do skromnej zdjęciodawajki.  
Zdjęcia w dalszym ciągu z meksykańskiej Meridy w wydaniu pomieszano - nielogicznym. Czyli: budynki , targ i miejscowa ludność w jednym worku. Do tego bardzo ciekawy pomnik upamiętniający dzieje historyczne Meksyku.
No to kurtyna. 
P.s. Obiecajcie mi, że jeszcze tu wrócicie mimo wszystko.













niedziela, 13 stycznia 2013

Powrót do starego tematu.

        Zastanawiałam się nad motywem przewodnim dzisiejszej notki. Ponieważ chaos  i zamęt to dwa nieodłączne elementy mojego bloga, stwierdziłam , że wrócę do tematu , który niby był już zamknięty.  Mówię teraz o Camp America. Powody ku temu są dwa :
- Zagadnienie to  jest ważne dla czytelników. Informacji na ten temat w sieci nigdy nie może być za wiele. Wnioskuję to na podstawie źródeł ruchu sieciowego u siebie na blogu. Przez cały rok zaglądają tu ludzie, którzy szukają informacji  na ten temat, a w ostatnich tygodniach zainteresowanie wyraźnie wzrosło. Pewnie ma to coś wspólnego z tym, że w miesiącach zimowych, studenci przygotowują się do wakacyjnej przygody. Szukają pracodawcy, idą na rozmowy z konsultantem, wypełniają papiery.
- Drugim powodem dla moich dzisiejszych poczynań jest fakt, że po ponad 4 latach odzyskałam w końcu pełen pakiet moich zdjęć z USA. O zgrozo , moje się gdzieś zgubiły i musiałam czekać aż tak długo,  aby koleżanka dostarczyła mi kopie. Chwała jej za to !
       Co dokładnie mam dziś do zademonstrowania ?Pomyślałam sobie, że pewnie czytelnicy chętnie zobaczą jak wygląda taki przykładowy ośrodek "campowski ". Każdy słyszał opowieści  na temat lokalizacji takich budynków ( "w środku niczego"). Ale jak one wyglądają ? 

Oto w jakich warunkach przyszło mi spędzić moje amerykańskie wakacje :

Na terenie naszego campu znajdowało się kilak odseparowanych od siebie budynków. Każdy z nich spełniał inną funkcję  :  sypialną, zajęć plastycznych, muzykoterapii. Było też boisko , basen i jadalnia .

Wnętrze jednego z budynków .

Hala sypialna. Spali tu i klienci i pracownicy.

Hala składała się z takich właśnie prywatnych segmentów.

Domek, w którym odbywała się muzykoterapia.
W sumie to nawet ładnie tam było.... :P

środa, 9 stycznia 2013

Wszystko w jednym miejscu.

Witam wszystkich. Boli mnie dziś głowa i cierpię na niemoc twórczą.
Niemniej jednak mam do pokazania fajną stronę www, więc olejcie warstwę stylistyczną moich dzisiejszych wypocin i skupcie się na czysto merytorycznym przekazie. 
Na moim blogu pisałam już o stronach, które pozwalają znaleźć darmowy nocleg i poznać nowych ludzi za granicą. Pisałam o stronach, które służą do bukowania tanich pokoi od osób prywatnych . Podpowiadałam jak wynająć całe domy. Są też sytuacje w których ludzie szukają domów, czy pokoi do wynajęcia, nie po to aby spędzić tam wakacje , ale dlatego że przenoszą się do nowego kraju i szukają jakiegoś lokum. Do tej pory , aby ogarnąć to wszystko, trzeba było znać kilka adresów internetowych. Jakiś czas temu jednak trafiłam, na twór stanowiący odpowiedź na wszystkie wyżej wymienione  problemy . 



Oto jak sami siebie reklamują twórcy TRIPPING:
Tripping jest największą na świecie stroną umożliwiającą  krótkoterminowy wynajem lokali (pokoi i domów). Naszym użytkownikom dajemy dostęp do najlepszych lokalnych domów i osiedli na całym świecie. Posiadamy również szybko rosnąco grupę członków, który są zaangażowani  w wymianę kulturową i chętni na udostępnienie darmowego noclegu. 

Reasumując : Chociaż angielskie  słowo 'tripping' przetłumaczone i zinterpretowane może zostać jako 'potknięcie', to jednak zapewniam Was , że przyłączenie się do tej grupy żadną wpadką ani pomyłką nie jest.


niedziela, 6 stycznia 2013

Szybki post

          Ciężkie czasy nastały. Od kilku nocy/wieczorów mamy przerwy w dostawie energii. Robi się z tego powoli taka mała ( i bardzo irytująca) tradycja. I jak tu być poważną , systematyczną blogerką ? Ponieważ nie mam żadnej gwarancji, że za sekund pięć akcja się nie powtórzy, szybko tu teraz coś stworzę.
Postanowiłam , że dzisiaj napiszę coś niecoś o bezpieczeństwie w krajach, które ostatnio miałam przyjemność odwiedzić. Prawda jest bowiem taka, że jak wpisze się w wyszukiwarce słowa "bezpieczeństwo w Meksyku", to można się natknąć na mało zachęcające informacje. Jeszcze gorzej jest, kiedy w google skojarzy się słowa 'bezpieczeństwo' i 'Gwatemala'. Wtedy to już w ogóle wychodzi istny horror. Do tego jeszcze dochodzą opinie zatroskanych przyjaciół i członków rodziny. Wystarczy kilka dni karmienia się takimi negatywnymi informacjami, i człowiekowi naprawdę odechciewa się gdziekolwiek jechać. 
Dlatego stwierdziłam, że wpuszczę w ten internetowy kocioł kilka bardziej pozytywnych przemyśleń. Nie dajcie się zwariować ! Wszystkie trzy kraje ( Meksyk, Belize i Gwatemala) okazały się w praktyce bardzo bezpieczne. Najczęściej spotykanymi elementemi tamtejszego krajobrazu są spokojni, dobrzy ludzie : stare Indianki sprzedające pomidory, bezzębni mężczyźni palący papierosy, dzieci biegające za piłką. Ten rejon świata to nie jest piekło na ziemi, gdzie kule świstają nad głowami. 
Jednego trzeba jednak być świadomym. Zwłaszcza Gwatemala nie jest miejscem, gdzie ludzi można obdarzyć bezgranicznym zaufaniem. Niestety tam gdzie jest bieda, zdarza się też przemoc , głównie na tle rabunkowym. Przy zachowaniu bardzo podstawowych środków bezpieczeństwa , takich jak niewychodzenie na miasto w nocy, wszystko powinno być dobrze. Czasem słyszy się straszne historie o napadach na autobusy turystyczne, ale takie zdarzania losowe są raczej baardzo rzadkie. Ludzie którzy mają jakieś problemy na wakacjach , zwykle charakteryzują się nadmierną pewnością siebie i brawurą. Picie do upadłego w barach i wracanie w takim stanie do hotelu, faktycznie może skończyć się fatalnie. Ale przeca i u nas w Polsze , można po północy dostać po pysku. 
A teraz zdjęcia z Meridy ( Meksyk)





Yyy...Nie wiem czy wypada mi o tym pisać , ale za każdym razem gdy próbuje powiedzieć ' piniata ', z ust wychodzi mi słowo 'mineta'. Wujek Freud pewnie by mi powiedział dlaczego :P




piątek, 4 stycznia 2013

Konkursowo

Coś mi strzeliło do głowy i zgłosiłam moje internetowe dziecię  do konkursu na bloga roku. Nie po to aby wygrać. Nie mam złudzeń co do tego, że reprezentowany przeze mnie poziom nie jest na tyle wysoki aby zgarnąć nagrodę. Liczę jednak na to, że za sprawą tego konkursu może trochę więcej ludzi tu zaglądnie. W końcu jak się już poświęca czas na pisanie, to chciałoby się aby ktoś to czasem czytał. Takie mam skromne marzenia.
Poza tym , to chyba skończę na dzisiaj. Zwierzę się publicznie, że mam taaakiego kaca. Wczoraj całą (prawie) noc nie było prądu ( i to wcale nie dlatego, że Wera nie zapłaciła rachunków) , więc nie pozostało nic innego jak się zciszyć wódką.
Bleee


wtorek, 1 stycznia 2013

2013

Witajcie kochani !
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Oby 2013 przyniósł Wam wszystkim mnóstwo radości i spełniania marzeń. Jeżeli jednak rzeczywistość okaże się szara ( a wiemy doskonale, że taka opcja istnieje) i będziecie mieli wszystkiego dosyć, to ja proponuję ucieczkę ....
Jedną z miliona opcji jest praca jako wolontariusz w Playa Del Carmen. Wybrzeże Morza Karaibskiego dosyć dobrze działa na psychikę i ręczę , że zapomnicie tam o bolączkach życia codziennego w cywilizowanej Europie. 
Skąd taka propozycja ? Odpowiem przewrotnie , że z pierwszej ręki. Historia jest krótka i prosta. W Playa Del Carmen byłam i w hostelu w którym mieszkałam  dowiedziałam się, że właściciele chętnie przyjmują wolontariuszy do pracy. Układ jest standardowy : trochę pracy na recepcji w zamian za wyżywienie i darmowe spanie. 
Hostel Tres Mundos ulokowany jest dosłownie 5 minut od plaży. Niespodzianką jest fakt, że właścicielami jest para młodych ...Słowaków. Zuzka i Michał są superpszyjaźni i fajnie się z nimi gada po słowacko - polsku. To małrzeństwo zawsze uśmiechniętych dredziarzy. Wystrój i atmosfera hostelu natomiast stanowią odzwierciedlenie ich wewnętrznych klimatów. Każdy w tym miejscu poczuje się dobrze :) W imieniu Tres Mundos- zapraszam do Meksyku. 

Dla zainteresowanych podaje wszystkie dane kontaktowe :
 tresmundoshostel@hotmail.com - e mail
 984 147 0506 - telefon 
O szczegóły można też oczywiście zapytać mnie :) - gobarakago@gmail.com

A oto jakich klimatów możecie się tam spodziewać :