Dane Kontaktowe

Zapraszam wszystkich zainteresowanych do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, uwagami i doświadczeniem.
Czekam także na Waszą pomoc przy tworzeniu tego bloga.
Jeżeli posiadacie jakieś ciekawe sugestie, przemyślenia albo informacje związane z poruszaną przeze mnie tematyką - proszę, podzielcie się nimi ze mną. Chętnie o tym napiszę.

Dane kontaktowe :

gobarakago@gmail.com



sobota, 29 września 2012

Wegetarianin na wycieczce

Trudno mi powiedzieć czy wegetarianin na wycieczce ma lepiej czy gorzej. Z jednej strony- gorzej. W menu wybór jest ograniczony i trzeba się namachać rękami aby wyjaśnić, że chcemy potrawę bezmięsną. Z drugiej jednak strony jak się je warzywa, to raczej trudno trafić na coś niezjadliwego. Wiadomo- w dalekich krajach koncepcja ' smacznego dania' bywa diametralnie różna od tego co lubią Europejczycy. Można zaliczyć niezłą wpadkę , kiedy zamawia się tajemniczo brzmiącą potrawę, a na talerzu ląduje półżywa małpa.Cóż . Z marchewki  i selera trudno stworzyć coś przeraźliwego.
Niemniej jednak wegetarianie mają czasem pod górkę. Zwłaszcza Ci ortodoksyjni. Jeden z moich kolegów np. nie zje niczego w restauracji, w której serwowane jest mięso. Uważa on bowiem, że jakaś ( dajmy na to) frytka , którą on ma zamiar skonsumować, smażona była w tłuszczu w którym wcześniej 'kąpało' się mięsiwo.  A zatem morał mamy jeden. Niektóre osoby jadają wyłącznie w knajpach dla wegetarian. Co zatem takie osoby mają uczynić, kiedy opuszczają przyjazny i znajomy grunt swego domu lub miasta?
Wcale nie muszą zdać się na zakupy w sklepach. Nie muszą też spędzać całych godzin na wyszukiwanie odpowiedniej restauracji. Jak zwykle- dogodna ściąga jest już w sieci.


Ja w sumie z tej strony nie korzystam. Nie mam problemu z jadaniem w 'normalnych' knajpach, tyle tylko że z menu wybieram coś jarskiego. A tak poza tym, to w podróży w restauracjach sporadyczne jadam, bo zwyczajnie mnie nie stać.

środa, 26 września 2012

Finał !

No i w końcu. Dzisiaj ostania porcja zdjęć z Maroka. Wyznam przy tej okazji, że podróżniczka jest ze mnie od siedmiu boleści. Często zapominam , jaką nazwę nosiły obiekty, które widziałam/ odwiedziłam. Czasem nawet zapominam nazw całych miast ( no-  miast może nie, ale wiosek już tak).
To właśnie przytrafiło mi się teraz. Na dysku posłusznie czekają zdjęcia z pięknego marrakeszańskiego ogrodu. Ale jak on się zwał ? Musiałam sprawdzić na necie. I już wiem.
Jardin Majorelle.
Inne detale pamiętam za to doskonale. Np. to , że zostałam tam zaczepiona przez artystę fotografa, który wziął ode mnie maila i obiecał przysłać mi swoje zdjęcia. Nigdy tego jednak nie uczynił. Pewnie tego samego dnia poznał jeszcze bardziej blondyńską blondi.
Pozdrówki :* 













niedziela, 23 września 2012

Watch what you ask for....

Piszę i piszę o tym Maroku i  jakoś końca mym rozprawkom nie widać. Pewnie ma to związek z tym, że ostatnimi czasy nie jestem zbyt mocno związana ze sferą blogową.
Dzisiejszy post, jest przedostatnią notką marokańską. I znowu się poskarżę. Tym razem moje gniewne wspomnienia, związane są z natarczywością handlarzy. O tym, że styl handlu w krajach arabskich jest inny, wie każdy. Ale pewnie domyślacie się też, że kraj krajowi nie równy. Tak jak nie da się do jednego worka wpakować Polski i Rosji , tak nie należy tego robić, dajmy na to w przypadku Tunezji  i Omanu.
O ile w Jordanii w sklepach byłam jedynie zachęcana do zakupu, o tyle w Maroku miałam kilka bardzo nieprzyjemnych  sytuacji.  Najbardziej dobitnym przykładem na potwierdzenie moich wywodów, była sytuacja z panią 'tatuażystką'. Na rynku w Marrakeszu roi się od osób które wykonują tatuaże z henny. Bardzo ładne nawiasem mówiąc. Pewnego wieczoru jedna z tych 'artystek' wzięła mnie i moją koleżankę Zosię w obroty. Akcja rozegrała się szybko. Zosia chciała ' jedynie zobaczyć , jakie zwory można sobie wybrać' . Pani tatuażystka w tym samym momencie złapała jej rękę i postanowiła jej namalować ' próbkę'. Zosia krzyczała, że nie ma pieniędzy i jej za to nie zapłaci i dokładnie to samo zdanie wykrzykiwałam ja , kiedy złapała moje ramię. Kiedy już skończyła zażądała...jakiś kosmicznych pieniędzy za wykonanie OHYDNYCH tatuaży , których wcale nie chciałyśmy. Nie wiem jak zachowałabym się, gdybym miała pieniądze przy sobie , ale akurat tak się złożyło , że ich autentycznie nie miałam. Więc po prostu odeszłyśmy, ale zanim się ulotniłyśmy musiałyśmy się jeszcze nasłuchać od miejscowych kobiet , które się zeszły by wspomóc moralnie swą poszkodowaną koleżankę. 
Na osłodę dodam, że nie każdy w Maroku 'handlował' z nami w taki chamski sposób. Ludzi miłych też jest tam od groma. Miejcie jednak świadomość, że takie sytuacje w Maroko zdarzają się nagminnie. Nie jest to ani straszne ani niebezpieczne. Po co jednak psuć sobie humor na wakacjach.
A teraz zdjęć kilka :










Pani Niegrzeczna


środa, 19 września 2012

Przepraszam, czy jest tu malaria ?

Pierwszy raz w mojej podróżniczej karierze przyjdzie mi zażywać leki przeciwko malarii.
Trochę to upierdliwe , bo trzeba je wziąć przed planowaną wyprawą, w trakcie, a potem i po powrocie. Nie wiem jak to jest w Polsce , ale tutaj ( w UK) leki takie wydawane w większości są bez recepty. Farmaceuci mają w aptekach małe ściągi, które pomagają im w identyfikacji odpowiedniego leku. Moja trasa w oparciu o tutejszą klasyfikację wiedzie przez sferę  'C', co oznacza, że moim lekiem 'antymalaracznym' ( fajne słowo wymyśliłam ?) jest jakiś tam AVLOCOR. Fajnie, bo jest to jeden z tańszych leków.
Jeszcze do niedawne wydawało mi się, że lek przeciwko malarii jest jeden, uniwersalny. Tymczasem - nie jest. Tylko niech mi nikt nie mówi, że to oczywiste, a ja jestem głupia.
Aby rozjaśnić sobie troszkę w głowie , warto zajrzeć do wikipedii , w której wszyto zostało mądrze opisane.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Malaria. Ja Wam tego aż tak mądrze nie wyoślę. 
Dla osób przebywających w Anglii , które szukają informacji na temat dostępnych leków i ich rodzajów, bardzo dobra tabelka dostępna jest tutaj.
Co jeszcze mogę Wam powiedzieć? Z internetu można się łatwo dowiedzieć, czy miejsce do którego zmierzamy pogrążone jest  w epidemii. Warto jednak wiedzieć, że w tym samych kraju, w rożnych rejonach zagrożenie bywa różne. Dlatego dobrze jest zajrzeć na stronę http://www.fitfortravel.nhs.uk/advice/malaria.aspx.
Na tej stronie nie tylko znajdziemy wyczerpujące informacje o tej groźnej chorobie, ale też przechodząc do sekcji ' destinations' , dowiemy się absolutnie wszystkiego o zagrożeniu epidemiologicznym na terenie danego kraju.
Weźmy np. mapkę Belize. Jak na dłoni widać, że w rożnych rejonach , zagrożenie jest różne.
Nie mam żadnej koncepcji, jak ładnie zakończyć dzisiejszy wywód. Poza starym, dobrym  powiedzeniem ' Mam nadzieję, że się to komuś przyda'. 
Narka



sobota, 15 września 2012

Fajne , ale...

Można by pomyśleć, że zamiana domów jest najbardziej oczywistym i naturalnym sposobem na oszczędne wakacje. " Ja mam domek na Mazurach i chętnie zamienię się nim na tydzień z osobą z Zakopanego". Jeszcze fajniej jak to działa na skalę globalną : Londyn za Paryż, Warszawa za Rzym... Brzmi jak bajka. Tylko, że jest jedno 'ale'. Czy ludzie , który mają wystarczająco kasy na wystawienie sobie chaty w jakiejkolwiek stolicy europejskiej, naprawdę aż tak bardzo muszą uciekać się do sztuczek pozwalających na obniżenie kosztów za wakacje ? Takim to chyba raczej jedynie o komfort chodzi. Fajniej bowiem mieszka się w domu niż w hotelu. No i kolejne 'ale' jest takie, że szaraczki takie jak ja, z tego ekskluzywnego klubu są wykluczone. Z moim wynajętym pokojem ( w ohydnym Southampton) raczej kariery na tej płaszczyźnie nie zrobię.
Może zatem nie traktujmy stron takich jak  http://www.homeexchange.com/ dosłownie. Powiedzmy sobie szczerze. Większość z nas - tanich podróżników- nie ma nic do zaoferowania. Pomysł można jednak 'odgapić' i chyba warto jednak postawić na wymianę. Może wystarczy wrzucić ogłoszenie na stare dobre gumtree ?? Zacznijmy może od Polski. Kraków za Poznań. Przemyśl za Gdańsk. A że skromni z natury jesteśmy, zapewne wystarczy wymienić się pokojem...
Można też zwrócić się licznej Polonii, która przecież lubi jeździć na wakacje do ojczyzny. Dwa tygodnie nad Bałtykiem za miły czas w stolicy Anglii ?
Szczęścia można szukać na portalach typu http://londynek.net/.
Powodzenia. 
p.s.
Dzisiaj z rańca spotkałam w kuchni mego współlokatora pochodzenia Węgierskiego. Oznajmił on, że koniecznie musi już wracać do swego kraju, bo związku z kryzysem ekonomicznym nadchodzi generalny krach. Jeżeli zatem ( cytuję) 'nadchodzą czasy, kiedy ludzie będą musieli walczyć o jedzenie, to on woli już być u siebie w kraju'.
I co Wy na to ??

środa, 12 września 2012

Bla bla bla

Powtarzanie się to pierwsza i najgorsza zbrodnia przeciwko sztuce. Nawet jeżeli chodzi o taką trzeciorzędową formę sztuki jaką jest blogowanie. Nikt z Was nie chce po raz setny usłyszeć o tym, że nie mam czasu na nic, bo robię nadgodziny w pracy.
Ustalmy zatem , że jeżeli w przyszłości czasem trafią mi się posty ze samymi zdjęciami - to winą obarczyć należy za to zawsze moją menadżerkę.
Pół biedy jak zdjęcia są ładne , albo przynajmniej tematycznie w miarę ciekawe. Mam nadzieję, że Maroko się Wam nie znudziło...

Marrakesz w odsłonie nr 2:














 

sobota, 8 września 2012

Nie lubię latać.

Gdzieś tam na blogu pisałam o tym, że boję się latać. Muszę się w tym miejscu pochwalić, że  jestem osobą z niebywałym potencjałem twórczym. Niestety - natura talent dała, ale ja nim źle rozporządzam. Zamiast postawić na pozytywną kreatywność- ja z lubością sadomasochisty roztaczam przed sobą wizję wszelkich katastrof. 
Moje trzy najdokuczliwsze paranoje to :
- Superwulkany i związana z nimi zagłada cywilizacyjna
- Superkomety i związana z nimi zagłada cywilizacyjna
- Spadające samoloty i związana z nimi moja prywatna apokalipsa
Co gorsza - uwielbiam się nakręcać. A XXI wiek i szybki internet niezdrowym nakręcaniom sprzyja.
Ot , weźmy np taką stronkę :


Znajdziemy na niej informacje dotyczące wszystkiego, co jest związane z bezpieczeństwem w podróży powietrznej. Dobór kategorii jest nieco 'przypadkowy' i obejmuje wszytko - od podróży ze zwierzętami po ... listę wypadków lotniczych. Dowiedzieć się też można , który światowy przewoźnik miał najwięcej wpadek. Jest też kategoria ' Strach przed lataniem', która stanowi próbę analizy tego problemu. To właśnie z tej rozprawki dowiedziałam się istnieniu czegoś takiego jak SOAR. ( kliknij aby dowiedzieć się co to za cudo)
Ja w takie voodoo jak SOAR jednak nie wierzę i wybieram się w najbliższym czasie do doktora, aby przypisał mi Valium na podróż. Ponoć w UK  tak można. Sprawdzę i podam dalej.
Pa

środa, 5 września 2012

Marrakesz.

Ogólny spadek formy- ot co mnie ostatnio gnębi. Manifestuje się to zmniejszoną odpornością na stres, brakiem organizacji, ciągłym zmęczeniem, zanikiem motywacji. A także blogozaniedbaniem ...
Dziwię się zatem , że według statystyk, całkiem sporo osób zaglądnęło tu przez ostanie kilka dni. Dziękuję i obiecuję, że będę się bardziej starać.
Co by tu dzisiaj napisać ... Hmmm...
Nie skończyłam jeszcze moich opowieści o Maroku. Chcę dziś dodać jakieś fotki ,a poza tym  tak się złożyło , że jakiś czas temu otrzymałam e-maila z zapytaniem o bazę noclegową w tym kraju. Pomyślałam zatem, że może gdzieś tam w przestrzeni kosmicznej jest więcej osób zainteresowanych tym zagadnieniem. 
Wydawać by się mogło, że zakwaterowanie to raczej oczywista sprawa. Albo się bukuje z wyprzedzeniem przez neta, albo szuka się na miejscu. Planując podróż do Maroka , warto jednak wiedzieć, że pod względem budżetowym, o wiele bardziej opłaca się zdać na tę drugą opcję. W kraju tym targować bowiem można się na każdym kroku- również o ceny noclegów. Poza tym jak się dobrze poszuka - można znaleźć 'legowisko' na dachu hostelu bądź hotelu. Kosztuje to grosiki, a alternatywa ta jest bardzo wygodna. Ponieważ w Afryce panuje straszny upał ( wow- cóż za odkrycie !), naprawdę przyjemnie się śpi na wolnym powietrzu. Nie myślcie sobie, że na tym dachu nic zupełnie nie ma. To miejsce za dnia służy do  relaksacji  i wyłożone jest poduchami , materacami i kocami. 
Polecam tę opcję wszystkim 'tanim' podróżnikom.

A oto Marrakesz: