Dane Kontaktowe

Zapraszam wszystkich zainteresowanych do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, uwagami i doświadczeniem.
Czekam także na Waszą pomoc przy tworzeniu tego bloga.
Jeżeli posiadacie jakieś ciekawe sugestie, przemyślenia albo informacje związane z poruszaną przeze mnie tematyką - proszę, podzielcie się nimi ze mną. Chętnie o tym napiszę.

Dane kontaktowe :

gobarakago@gmail.com



niedziela, 21 października 2012

Nara. Będę w grudniu.

Nadszedł ten dzień! Już jutro wylatuję do Meksyku. Chciałam się pożegnać z Wami wszystkimi na całe 6 tygodni. Jak niektórym z Was może wiadomo - ja nie z tych, co prowadzą bloga w czasie wojaży. Notek będzie dużo, ale dopiero po powrocie. 
Mam jeszcze małe info dla tych co mieszkają w Anglii i lubią ( tak jak ja ) kulturę hinduską. 
28 października, na 'Trafalgarze' odbędzie się celebracja święta Diwali. Wypada to w niedzielę , a więc jest to idealna okazja aby zrobić coś ciekawego w weekend. Gdybym była w Anglii na 100 % wybrałabym się do stolicy. Ale cóż- nie tym razem.
Zainteresowanych zapraszam na stronę : http://www.visitlondon.com/things-to-do/event/7038637-diwali-in-london


Trzymajcie się ciepło! :*

środa, 17 października 2012

DIY OR DIE

Stare hippisowskie powiedzenie 'DIY or DIE' ( "zrób to samemu albo umieraj") nabiera czasem bardzo dosłownego znaczenia. Na przykład kiedy wybieramy się w podróż na obcy kontynent, gdzie cholera jedna wie, co może się nam przytrafić. A do tego nie znamy języka.
W takiej sytuacji właśnie znajduję się teraz ja. Niestety nie liznęłam nawet hiszpańskiego i zdana będę na towarzyszkę podróży, która hiszpańskiego się uczy.
Co jeśli będąc za granicą uciupie nas pająk albo jakaś inna bestia ? Albo skręcimy kończynę ? Na taką ewentualność można się chociaż troszeczkę przygotować poprzez... zebranie korekcji obrazków. Ja nie musiałam tego robi, bo dostałam gotową mini książeczkę przy okazji szczepień. Są tam zawarte maleńkie obrazki, które potencjalnie mogą ułatwić komunikację w razie wypadku. Włączmy na chwilkę wyobraźnię. Będąc w Chinach, albo jakiej innej języko-odległej otchłani, możemy mieć duży problem z wytłumaczeniem , że dajmy na to- szukamy doktora. Na ratunek  może nam właśnie przyjść uniwersalne pismo obrazkowe.
Przy tej okazji przypomniała mi się stara reklama komórki. Kiedy na rynek wchodziły pierwsze telefony z aparatem fotograficznym, jedna z reklam pokazała kolesia, który wybiera się ( z tego co pamiętam) do Japonii i przed wyjazdem robi zdjęcia najbardziej potrzebnym obiektom ( takim jak kibel). Będąc już na wakacjach używa tych fotografii do komunikacji. Tak więc pomysł jest stary jak świat. Pozostaje tylko zasugerować raz jeszcze : Do It Yourself. Albo umieraj od poparzeń , ukąszeń, pogryzień itd itp





niedziela, 14 października 2012

Pierwsza próba pomniejszenia

Ostatnio zasiałam panikę, że blog mój zdechnie z powodu wyczerpanej przestrzeni dyskowej. Na ratunek jednak przyszedł doktor Google, który doradził aby dodawać fotki nie większe niż 800X800 pikseli i będzie git. 
Tak też od dzisiaj będę robić. W związku z tym , spodziewajcie się dalszych pogorszeń w jakości moich wypocin. Część mojego bardzo ograniczonego czasu będzie musiała być zmarnowana, na pomniejszanie zdjęć. 
OK. Dzisiaj miałam małą próbkę tego, jak będzie wyglądała moja wirtualna przyszłość. Wolałam się nie nadwyrężać na początek, więc spreparowałam tylko kilka fotografii.
Tematem dzisiejszym jest ostatnimi czasy zaniedbana 'nieangielska Anglia'. Przypomnę , że jest to mój mały cykl o wpływie obcej kultury na -ogółem mówiąc- współczesny pejzaż Anglii.  Cały ów cykl o wpływach orientalnych powinnam zacząć od tego właśnie obiektu. Neasden Temple.
Świątynia Neasden , to prawdziwa perełka dla tych którzy kochają Indie, ale nie mają pieniędzy na wycieczkę. Ta wspaniała hinduska świątynia sprawi, że  przeniesiesz się na chwilę w odległe azjatyckie krainy. A gdzie to cudo ? A no w Londynie. Jak się tam dostać ? Wsiadamy w linię Jubilee ( na mapie metra zaznaczona jest na srebrno) i jedziemy do przystanku Neasden. Zbieżność między nazwą przystanku i nazwą budowli, wzięła się stąd, że pełny 'tytuł' opisywanego przeze mnie przybytku, jest zbyt trudny do wymówienia dla przeciętnego Europejczyka. Kto by sobie zawracał głowę jakimś 'Shri Swaminarayan Mandir' , skoro można powiedzieć "Neasden". Tak czy owak- zachęcam do odwiedzin!







Na koniec - dla zainteresowanych- oficjalna strona.
Pozdrawiam 

środa, 10 października 2012

Co będzie z blogiem ???

Niedawno pochwaliłam się Madeleine, że w niedalekiej przeszłości natrafiłam w internecie  na dokładne menu wszystkich linii lotniczych. Odszukałam dzisiaj tą stronę i okazało się , że pamięć mi szwankuje. Albo za pierwszym razem nie przypatrzyłam się dokładnie i źle zapamiętałam.
Strona o tematyce ' menu w samolocie' faktycznie istnieje. Nie jest to jednak żaden oficjalny zbiór informacji. Nie da się tam niestety sprawdzić, co zostanie nam zaserwowane w trakcie najbliższej wyprawy. Niemniej jednak i tak warto zajrzeć : http://www.airlinemeals.net/browse.php
Generalnie jest to zbiór zdjęć o tematyce 'odlotowego jedzenia'. Fotografie posiłków wykonane są przez pasażerów. Na stronce wszystko to jest ładnie i logicznie poszeregowane i przypisane to poszczególnych przewoźników. Przy okazji- nie spodziewałam się , że lista towarzystw lotniczych jest aż taka długa !
Po przejrzeniu wszystkich zdjęć - można mniej więcej mieć wyobrażenie, gdzie karmią lepiej a gdzie gorzej i czego należy się spodziewać. Oczywiście posiłki różnią się w zależności od tego, jak długi jest lot i ile kosztował bilet. Wszystkie te detale są uwzględniane w opisie.Brakuje mi tylko otagowania , które pomogłoby w wyszukiwaniu posiłków specjalnych. Czyli wegetariańskich, wegańskich , koszernych itd. Trudno.
No nic. Nie pozostaje mi nic innego jak analiza tego co serwuje swym klientom British Airways. Lot już za 11 dni ! Do przeglądnięcia mam aż 164 fotografie, więc się zabieram ...
Pozdrawiam
PS.
Oczywiście po raz kolejny wyszło na jaw , że jestem głupia i zacofana. Nie miałam pojęcia o tym, że Blogger posiada limit 1 GB na fotki. I teraz mam dylemat , bo nie chce mi się płacić za następne 20 GB. W związku z tym, albo blogowanie porzucę, albo wyrzucę stare zdjęcia , albo założę nowego bloga. Nie wiem jeszcze i dzisiaj nie mam siły aby nad tym myśleć...

niedziela, 7 października 2012

Fotopost

Zawsze miałam takie  marzenie, aby mieszkać w jakiejś pięknej krainie. Brzmi trywialnie , ale mimo wszystko temat rozwinę. No więc zawsze marzyłam o tym , aby spędzić mój żywot w romantycznym miejscu. Mogło by to być jakieś piękne miasto. Takie jak Lizbona.  Albo pachnąca słońcem włoska wieś... 
Tymczasem rzeczywistość jest brutalna. Trafiłam do ohydnego Southampton. Nie ma tu nic, co mogłabym zaklasyfikować jako chociaż trochę atrakcyjne.
Najbliższym miejscem, które przynajmniej częściowo spełnia normy estetyczne jest Winchester.
Winchester jest dawną stolicą Anglii. Jest maciupeńkie ale całkiem śliczne. W sam raz na jednodniowy wypad. 
Popatrzcie sami : 


Sławny Stół Króla Artura


























środa, 3 października 2012

Szperactwo nałogowe

Bloguję sobie już ponad półtora roku. Mniej lub bardziej regularnie. Za tym aby w ogóle zacząć prowadzić bloga, przemawiało kilka kwestii. Jedną z nich było moje nałogowe internetowe szperactwo. Wie to każdy , kto tu czasem zagląda. Wynajdowanie stron, z których można potencjalnie skorzystać aby obniżyć koszta podróży, to moja wielka życiowa namiętność. Nic to, że potem korzystam jedynie z 10% wygrzebanych przeze mnie portali. 
Powodem dla których nie warto (i da się) korzystać ze wszystkiego, jest powtarzalność dostępnych opcji. Wszystkie te super portale wymagają rejestracji i nierzadko wiąże się to z jakimiś opłatami, a co za tym idzie, siłą rzeczy nie da się uczestniczyć we wszystkim.
Ja zatem dalej będę wyszukiwać, a Wy będziecie wybierać to co się Wam podoba najbardziej. 
Wspomniałam przed sekundą , że strony dla podróżników bazują na bardzo podobnych pomysłach i często zdają się być kopią jakiegoś jednego , wyjściowego wzoru. Oto dowód:
O house sittingu pisałam już kiedyś. Opisywana przeze wówczas strona zwała się MindMyHouse. Dzisiaj mam coś bardzo podobnego. A raczej identycznego.


Czym jest house sitting, możecie wywnioskować z nazwy. A jak nie możecie , to dowiecie się łatwo z podsuniętego przeze mnie linka albo moich wcześniejszych postów. A ja teraz idę spać. Dobranoc...