Dane Kontaktowe

Zapraszam wszystkich zainteresowanych do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, uwagami i doświadczeniem.
Czekam także na Waszą pomoc przy tworzeniu tego bloga.
Jeżeli posiadacie jakieś ciekawe sugestie, przemyślenia albo informacje związane z poruszaną przeze mnie tematyką - proszę, podzielcie się nimi ze mną. Chętnie o tym napiszę.

Dane kontaktowe :

gobarakago@gmail.com



niedziela, 19 maja 2013

Post farmerski

Helloł. Dzisiaj zamierzam pomówić z Wami o stronce , która od kilku lat cieszy się dosyć dobrą renomą wśród podróżników, którzy to raz za czas zatrzymują się gdzieś na chwilkę, by popracować w zamian za wikt i opierunek.
Sprawa jest niezwykle prosta. GROWFOOD -jak sama nazwa wskazuje -ma coś wspólnego z rolnictwem. Projekt ten posiada dwa główne cele : wymianę ( szeroko pojętą : kultura , usługi itd) , jak również wspieranie małych ekologicznych farm, które ciężko przędą , wypierane przez gigantyczne , produkujące na szeroką skalę gospodarstwa rolne ( czy jak to się nazywa fachowo ?).
W każdym razie, jeżeli dalej szukacie jakiegoś ciekawego zajęcia na wakacje, to to może być jakaś tam opcja. Podkreślam raz jeszcze , że jest to wolontariat. Nie zdziwi mnie zatem, jeśli powiecie , że nie chce się wam kopać w grządkach za darmo. Ostatnio sama popadłam w mini marazm i do wszystkiego podchodzę z chłodną rezerwą. Ale może -a nóż , na świecie zostali jacyś optymiści. Ludzie dobrej woli, żyjcie nam długo i dzielcie się energią!
Okej.  To ja już prawie kończę na dziś. Tylko jeszcze dodam, że problem z tą stroną jest taki, iż głównie stanowi zbiór ofert z USA. Głównie oczywiście, nie znaczy że tylko i wyłącznie. Są też miejscówki europejskie, a także brazylijskie, chilijskie i czego dusza pragnie. Tylko wtedy wybór jest mniejszy. Wiem, że mój dzisiejszy post pozbawiony jest entuzjazmu,  ale może jednak zachęciłam kogoś. Zajrzyjcie : http://www.growfood.org/


niedziela, 12 maja 2013

Gdzie jest kreatywność ?

Coś mi się zdaje, że się uwsteczniam. Od kilku miesięcy obserwuje u siebie postępujące zaniki w sferze myślenia twórczego. Powtarzam sobie często, że powinnam zmienić coś w moim harmonogramie miesięcznym. Najlepiej byłoby znaleźć jakieś nowe hobby. Coś co zaktywizuje moje usypiające szare komórki. I tutaj pojawia się problem : zgłupiałam już do  tego stopnia, że nie potrafię nawet wymyślić czym potencjalnie mogłabym się zainteresować! No i wydaje mi się , że rozpoczęcie nowych zajęć byłoby jednoznaczne z porzuceniem blogowania. A przecież w mojej zeszłotygodniowej aplikacji dotyczącej pewnego kursu wpisałam, że blogowanie to  moje hobby. A może ja powinnam zacząć dziergać na drutach jakieś indiańskie czapki i swetry ?Nic już nie wiem...
Oto znowu zakończę mój nic nie warty wywód zdjęciami z San Cristobal :













czwartek, 9 maja 2013

Zapiski z dziś + zdjęcia z przeszłości

Yo. Mój  jeden dzień wolny w tygodniu przypadł mi na dziś. Chciałabym oddać się frywolnemu lenistwu, ale takich rzeczy to tutaj nie serwują. Nie na tym etapie życia. Zawsze kuźwa coś muszę , nie idzie se posiedzieć w spokoju. Wyszłam zatem 'na miasto' pozałatwiać sprawunki. "Na mieście" rozhulało się jakieś patologiczne wietrzysko. Z prawie urwanym łbem wróciłam do domu i w akcie rozpaczy, nawpieprzałam się węglowodanów. Jutro  obudzę się o 10 kilo większa, ale być może tego tego nie zauważę , zapierdzielając od 7 rano do 22 w robocie:/
To tyle u mnie. A co u Was ?
W części fotograficznej ( powinnam przystąpić do jakiegoś stowarzyszenia dla amatorów, strzelających wyłącznie nieostre zdjęcia)  -znowu San Cristobal.











niedziela, 5 maja 2013

Tęsknota i monotematyczność

No i dziś znowu będę się żalić. Moja życiowe bolączki zwykle obracają się wokół jednego zagadnienia: nie potrafię złapać balansu między stabilizacją a poczuciem wolności. Nie wiem czy mam pracować i wiedzieć, że jutro będzie mnie stać na bułkę z serem , czy olać to wszystko , ruszyć w drogę bez najmniejszego konceptu , co może przytrafić mi się nazajutrz. To w brew pozorom jest duży problem. Póki co pracuję , a w wolnych chwilach karmię się filmami drogi. W związku z tym, Wy moi drodzy towarzysze z blogosfery, zdani jesteście obecnie na moje rzewne tęsknoty i monotematyczne posty. W ostatniej notce było o cyganach i dzisiaj dalej będzie o cyganach. Od paru tygodni bowiem przeżuwam mózgiem wszystko, czego tknął się człowiek o pseudonimie artystycznym Tony Gatlif. Ten algierki potomek Romów pisze scenariusze , reżyseruje , komponuje muzykę. Zdolny i wszechstronny , porusza się jednak w dobitnie zaznaczonych  granicach stylistyczno- tematycznych. W filmach swych bardzo często sięga to swoich cygańskich korzeni, oddając hołd wolności i miłości do muzyki. 
Kilka skradzionych z neta zdjęć, dobrze oddaje klimat jego twórczości : 






O jego geniuszu muzycznym , niech zaświadczy to video :

Na youtube dostępna jest ogromna większość jego filmów, jednak prawie wszystkie nie posiadają tłumaczenia. Ubolewam nad tym i szukam dalej. Wczoraj obejrzałam Latcho Drom. Ponieważ jest to coś na kształt dokumentu muzycznego, obyło się bez napisów, chociaż bardzo chciałabym wiedzieć o czym dokładnie śpiewali ci cyganie. Zapraszam do wędrówki od Indii , przez Bliski Wschód aż po Hiszpanię :

Uwaga : Bądźmy szczerzy- osoby lubiące kino akcji,mało zainteresowane wizualno - muzyczną warstwą, padną przy tym filmie z nudów :D

środa, 1 maja 2013

Nieeuropejska Europa

        Wróciłam wczoraj z moich mini wakacji. Bułgaria okazała się być piękna. Uroda odległych krain zawsze jest rzeczą dobrą,niestety krótkie urlopy zwykle kończą się tak zwaną depresją powakacyjną.  Okazuje się ( zauważyłam to już kilkakrotnie i nie tylko na swoim przykładzie), że wypady krótsze niż dwa tygodnie, mogą być groźne dla zdrowia psychicznego. Niemniej- wcale ich nie odradzam. 
Dzisiejszy post skierowany jest głównie do osób przebywających za granicą. Z radością oznajmiam, że wstawki orientalne , o których czasem piszę w postach tagowanych jako 'nieangielska Anglia', tym razem  wymknęły się spod wpływów brytyjskich. Stary kontynent rozkochał się w azjatyckim przepychu , dzięki czemu różnej maści barwne festiwale stają się coraz bardziej powszechne w Europie.
Wspaniale kolorowe święto  Rathayatra celebrowane będzie w miesiącach czerwiec-lipiec. Poza miastami angielskimi, hinduistyczne swawole będzie można też podziwiać w Budapeszcie, Amsterdamie, Paryżu, Dublinie a także - o dziwo- na Litwie. Może akurat ktoś z Was mieszka w tych rejonach, albo planuje jakiś wyjazd. Dlaczego zatem nie wzbogacić wycieczki o ten niezwykły element ? 
Oto czego mniej więcej można się spodziewać :

Źródło 
Wszelkie szczegóły organizacyjne , znajdziecie na tej stronie: http://rathayatra.co.uk/
Z innych atrakcji, to chciałam Wam polecić film. Jako że ostanie kilka dni spędziłam na Bałkanach, a mój laicki mózg jakoś nierozłącznie kojarzy ten region z kulturą cygańską, w związku z tym oglądam sobie sielskie produkcje traktujące o nieskomplikowanym życiu Romów. W ten sposób odciągam swoją uwagę od bolesnych realiów i jutrzejszego powrotu do pracy. Zapraszam do oglądania ze mną filmu Gadjo Dilo ( dostępne napisy angielski)  :



sobota, 20 kwietnia 2013

San Cristóbal de las Casas

Helloł. Nie napiszę dziś wiele. W sumie to ja nigdy się  nie wysilam , ale tym razem ograniczę się do absolutnego minimum. Oto bowiem stał się cud i nastało angielskie lato. Angielskie lato to taki magiczny twór, charakteryzujący się szczególną ulotnością. Znika tak szybo jak się pojawia. Rozumiecie zatem, że w obliczu takiego niecodziennego zdarzenia , nie mogę obrażać Matki Natury gniciem w domu przed kompem.
W związku z powyższym dziś poprzestanę na zdjęciach . San Cristobal - kocham Cię i tęsknię !












środa, 17 kwietnia 2013

Ulubione

Witajcie. Zacznę dzisiaj od trywialnego stwierdzenia : Podróż czasem zabiera nas w miejsca niezwykłe. Po cholerę wpieprzam się na bloga z takim mało wyszukanym przemyśleniem? A no dlatego, że w brew pozorom sprawa nie jest taka  prosta. Udając się w dowolne obce miejsce, które zamierzamy zbadać  organoleptycznie , musimy nastawić się tak na zachwyty jak i na rozczarowania. Nie każdy zakamarek planety nas bowiem zauroczy. Podróżnicza satysfakcja posiada bardzo szeroką skalę , a zatem zadowolenie może wynosić od zera ( 'nie tak to  sobie wyobrażałem/wyobrażałam') aż po kosmiczną ekstazę ( 'to miejsce przerasta moje oczekiwania' itd). Każda wyprawa składa się z poszczególnych przystanków,  które robią na nas większe bądź mniejsze wrażenie. Ja generalnie zachwycam się łatwo i prawie wszystkim jak leci. Obce mi jest zblazowanie, charakterystyczne dla niektórych obieżyświatów. Niemniej jednak, również ja posiadam miejsca, które kocham bardziej niż inne. 
W moich meksykańskich wspomnieniach, właśnie dotarliśmy do takiego punktu. San Cristóbal de las Casas - czyli miłość mego życia. 
To świetnie, że w najbliższych tygodniach będę obrabiać temat tego miasta. Mogę się w końcu popławić trochę w uwielbieniu. Dziś - kilka pierwszych zdjęć :






Hostel






niedziela, 14 kwietnia 2013

Dan Dan Noodle

     Bardzo lubię gotować. I jeszcze bardziej lubię jeść. Wypróbowałam w moim życiu już chyba setki przepisów. Z lepszym, bądź gorszym skutkiem. Ostatnimi czasy zrobiłam się bardzo wybredna i próbuję receptury , tylko w momencie kiedy  nie  potrafię sobie wyobrazić ostatecznego smaku przygotowywanego dania. Lubię zatem gotować potrawy, które składają  się z na pozór nie psujących do siebie składników. No bo czy ogórek konserwowy na 'kulinarną logikę' dobrze komponuje się z sezamem ?
Prezentowany przeze mnie dziś makaron Dan Dan, to moja ulubiona potrawa ostatnich tygodni. Kiedy po raz pierwszy tego spróbowałam , doznałam czegoś na kształt objawienia estetycznego. Jedzenie to jest niesamowicie proste w przygotowaniu, a jednocześnie zaskakuje bardzo skomplikowaną 'wielowymiarowością' smaku. Jest to też odpowiedź na pytanie: "co  ugotować z nudnej i bezkształtnej proteiny sojowej?" . Jedynym problemem jest tutaj długa lista 'dziwnych' zakupów. Ale mówię Wam, że warto.

Potrzebujecie :
- dwie łyżki oleju
- miskę namoczonej proteiny sojowej ( oryginalny przepis zawiera mieloną wieprzowinę - więc co kto woli)
- czerwone chilli - kto ile lubi- ja daję tak gdzieś połowę
- dwa ząbki czosnku
- łyżka świeżego  imbiru
- dwa ogórki konserwowe 
- duża łyżka sezamu
- duża łyżka jasnego sosu sojowego
- duża łyżka wina ryżowego bądź wytrawnego cherry
- duża łyżka octu balsamicznego
- mała łyżeczka pieprzu  syczuańskiego ( jak nie macie , to się nie przejmujcie . Obejdzie się bez tego składnika)
- pieprz do smaku
- ja dodaje też ciupkę ciemnego sosu sojowego dla ładnego kolorytu, ale nie musicie go mieć
- do tego makaron chiński
To niestety jeszcze nie koniec. Danie to na samym końcu przyozdabiane i przyprawiane jest następującymi składnikami :
-olej sezamowy
-olej o smaku chilli
- zielona cebulka
- sos sojowy
- więcej czerwonego chilli





Jak już przebrniecie przez zakupy, to reszta zajmuję dosłownie kilka minut:
Makaron gotujemy. W tym  samym czasie na patelnię ( bądź do woka)  wrzucamy posiekany imbir, chilli i czosnek. Po około minucie dodajemy soję. Chwilkę mieszamy i 'zabarwiamy' ją ciemnym sosem sojowym. Następne wchodzą pokrojone w kostkę ogórki i sezam. Mieszamy i dodajemy wszystkie 'mokre'  elementy : sos sojowy, wino ryżowe, ocet,a także pieprz syczuański. 
Na końcu dodajemy zwykły pieprz. Na tym etapie, danie może  wydawać się niewystarczająco słone, ale pamiętajcie, że na końcu polane to jeszcze będzie dodatkową porcją sosu sojowego.
Jedzenie  jest już gotowe. Na talerz nakładamy makaron + naszą aromatyczną soję.  Całość dekoruje się posiekaną zieloną cebulką i kawałeczkami chilli. Polewamy wszystko olejem sezamowym i chilli oraz sosem sojowym. Te ostatnie elementy zapodaje się ilościach według indywidualnego zapotrzebowania. Smacznego .


P.s. 
Danie to jest dosyć ostre nawet jak dla mnie. A ja jem chilli prawie codziennie. Dlatego nie polecam tego osobom , preferującym łagodne smaki.