Dane Kontaktowe

Zapraszam wszystkich zainteresowanych do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, uwagami i doświadczeniem.
Czekam także na Waszą pomoc przy tworzeniu tego bloga.
Jeżeli posiadacie jakieś ciekawe sugestie, przemyślenia albo informacje związane z poruszaną przeze mnie tematyką - proszę, podzielcie się nimi ze mną. Chętnie o tym napiszę.

Dane kontaktowe :

gobarakago@gmail.com



sobota, 20 kwietnia 2013

San Cristóbal de las Casas

Helloł. Nie napiszę dziś wiele. W sumie to ja nigdy się  nie wysilam , ale tym razem ograniczę się do absolutnego minimum. Oto bowiem stał się cud i nastało angielskie lato. Angielskie lato to taki magiczny twór, charakteryzujący się szczególną ulotnością. Znika tak szybo jak się pojawia. Rozumiecie zatem, że w obliczu takiego niecodziennego zdarzenia , nie mogę obrażać Matki Natury gniciem w domu przed kompem.
W związku z powyższym dziś poprzestanę na zdjęciach . San Cristobal - kocham Cię i tęsknię !












środa, 17 kwietnia 2013

Ulubione

Witajcie. Zacznę dzisiaj od trywialnego stwierdzenia : Podróż czasem zabiera nas w miejsca niezwykłe. Po cholerę wpieprzam się na bloga z takim mało wyszukanym przemyśleniem? A no dlatego, że w brew pozorom sprawa nie jest taka  prosta. Udając się w dowolne obce miejsce, które zamierzamy zbadać  organoleptycznie , musimy nastawić się tak na zachwyty jak i na rozczarowania. Nie każdy zakamarek planety nas bowiem zauroczy. Podróżnicza satysfakcja posiada bardzo szeroką skalę , a zatem zadowolenie może wynosić od zera ( 'nie tak to  sobie wyobrażałem/wyobrażałam') aż po kosmiczną ekstazę ( 'to miejsce przerasta moje oczekiwania' itd). Każda wyprawa składa się z poszczególnych przystanków,  które robią na nas większe bądź mniejsze wrażenie. Ja generalnie zachwycam się łatwo i prawie wszystkim jak leci. Obce mi jest zblazowanie, charakterystyczne dla niektórych obieżyświatów. Niemniej jednak, również ja posiadam miejsca, które kocham bardziej niż inne. 
W moich meksykańskich wspomnieniach, właśnie dotarliśmy do takiego punktu. San Cristóbal de las Casas - czyli miłość mego życia. 
To świetnie, że w najbliższych tygodniach będę obrabiać temat tego miasta. Mogę się w końcu popławić trochę w uwielbieniu. Dziś - kilka pierwszych zdjęć :






Hostel






niedziela, 14 kwietnia 2013

Dan Dan Noodle

     Bardzo lubię gotować. I jeszcze bardziej lubię jeść. Wypróbowałam w moim życiu już chyba setki przepisów. Z lepszym, bądź gorszym skutkiem. Ostatnimi czasy zrobiłam się bardzo wybredna i próbuję receptury , tylko w momencie kiedy  nie  potrafię sobie wyobrazić ostatecznego smaku przygotowywanego dania. Lubię zatem gotować potrawy, które składają  się z na pozór nie psujących do siebie składników. No bo czy ogórek konserwowy na 'kulinarną logikę' dobrze komponuje się z sezamem ?
Prezentowany przeze mnie dziś makaron Dan Dan, to moja ulubiona potrawa ostatnich tygodni. Kiedy po raz pierwszy tego spróbowałam , doznałam czegoś na kształt objawienia estetycznego. Jedzenie to jest niesamowicie proste w przygotowaniu, a jednocześnie zaskakuje bardzo skomplikowaną 'wielowymiarowością' smaku. Jest to też odpowiedź na pytanie: "co  ugotować z nudnej i bezkształtnej proteiny sojowej?" . Jedynym problemem jest tutaj długa lista 'dziwnych' zakupów. Ale mówię Wam, że warto.

Potrzebujecie :
- dwie łyżki oleju
- miskę namoczonej proteiny sojowej ( oryginalny przepis zawiera mieloną wieprzowinę - więc co kto woli)
- czerwone chilli - kto ile lubi- ja daję tak gdzieś połowę
- dwa ząbki czosnku
- łyżka świeżego  imbiru
- dwa ogórki konserwowe 
- duża łyżka sezamu
- duża łyżka jasnego sosu sojowego
- duża łyżka wina ryżowego bądź wytrawnego cherry
- duża łyżka octu balsamicznego
- mała łyżeczka pieprzu  syczuańskiego ( jak nie macie , to się nie przejmujcie . Obejdzie się bez tego składnika)
- pieprz do smaku
- ja dodaje też ciupkę ciemnego sosu sojowego dla ładnego kolorytu, ale nie musicie go mieć
- do tego makaron chiński
To niestety jeszcze nie koniec. Danie to na samym końcu przyozdabiane i przyprawiane jest następującymi składnikami :
-olej sezamowy
-olej o smaku chilli
- zielona cebulka
- sos sojowy
- więcej czerwonego chilli





Jak już przebrniecie przez zakupy, to reszta zajmuję dosłownie kilka minut:
Makaron gotujemy. W tym  samym czasie na patelnię ( bądź do woka)  wrzucamy posiekany imbir, chilli i czosnek. Po około minucie dodajemy soję. Chwilkę mieszamy i 'zabarwiamy' ją ciemnym sosem sojowym. Następne wchodzą pokrojone w kostkę ogórki i sezam. Mieszamy i dodajemy wszystkie 'mokre'  elementy : sos sojowy, wino ryżowe, ocet,a także pieprz syczuański. 
Na końcu dodajemy zwykły pieprz. Na tym etapie, danie może  wydawać się niewystarczająco słone, ale pamiętajcie, że na końcu polane to jeszcze będzie dodatkową porcją sosu sojowego.
Jedzenie  jest już gotowe. Na talerz nakładamy makaron + naszą aromatyczną soję.  Całość dekoruje się posiekaną zieloną cebulką i kawałeczkami chilli. Polewamy wszystko olejem sezamowym i chilli oraz sosem sojowym. Te ostatnie elementy zapodaje się ilościach według indywidualnego zapotrzebowania. Smacznego .


P.s. 
Danie to jest dosyć ostre nawet jak dla mnie. A ja jem chilli prawie codziennie. Dlatego nie polecam tego osobom , preferującym łagodne smaki.





środa, 10 kwietnia 2013

To może do Australii ?

O house sittingu wspomniałam już na moim blogu dwukrotnie. I ciągle mi nie wystarczy. Cóż może być bowiem lepszego , niż wpakowanie się komuś do domu na kilka tygodni za free ? Kolejna strona z tej kategorii zwie się "housecarers". Przypadła mi ona bardzo do gustu z racji małpioprostego narzędzia wyszukiwania ofert. Bez uprzedniego przymusu rejestracji, wpisujemy datę wskazującą naszą chęć rozpoczęcia współpracy , oraz nazwę kraju w którym chcielibyśmy się zakotwiczyć ....i siup- w trymiga dostajemy wyniki. Jeżeli jesteśmy wyjątkowo elastyczni w zakresie naszych podróżniczych planów,możemy zaznaczyć, że chcemy przejrzeć oferty z całego świata. Dla przetestowania wyszukiwarki właśnie zaznaczyłam tę opcję. Szybko okazało się, że procentowo najwięcej ofert pochodzi z odległej Australii. Nie musiałam drążyć bardzo głęboko aby trafić na niezwykłe ogłoszenia. Zapomnijcie o pilnowaniu kotów przez tydzień. Ktoś z Was chciałby doglądać koni na odciętej od świata australijskiej farmie ? Różne rzeczy ludziom chodzą po głowie.  Różne są pomysły na życie i koncepcje spełnienia. Dlatego im więcej możliwości tym lepiej !
Adres opisywanej przeze mnie dziś stronki to : http://www.housecarers.com/ 


Osoby zainteresowane house sittingiem mogą o tym poczytać więcej tutaj
Wygląda na to, że jakby się dobrze postarać , to można żyć na tym świecie bez konieczności płacenia czynszu :D

niedziela, 7 kwietnia 2013

Travel House ?

Dzisiejszy post ma charakter informacyjny , ale też mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto na ten temat wie nieco więcej niż ja. 
Otóż kilka dni temu wertowałam jakieś tam forum i wyszperałam tam bardzo ciekawy wątek. Przyznam szczerze , że dopiero teraz spotkałam się z konceptem "Travel House" i nigdy wcześniej nawet o czymś takim nie marzyłam. 
Zacznę może od podstawowych wyjaśnień. "Dom podróżnika" na który trafiła otwarty był przez miesiąc w ubiegłym roku w Istambule. To jest zła wiadomość, bo miejscówka ta jest już nieaktualna. Bardzo zależy mi jednak na jakiś informacjach dodatkowych , ponieważ inicjatywa ta bardzo mi się spodobała. Dom ten bowiem został wynajęty i pozostawiony otworem dla podróżników z całego świata. Można się tam było przespać i coś ugotować. I to wszystko za darmo. Zanim pomyślicie sobie, że to pewnie zakończyło się wielkim spędem żuli, pozwólcie , że podam Wam więcej detali. W domu tym obowiązywać miały ściśle określone reguły: Nie wolno było palić ani pić. Nie wolno było wyprawiać imprez. Trzeba było być cicho. Trochę ascetycznie i mało zabawnie- ale bezpiecznie. Również, aby było sprawiedliwie- maksymalna ilość noclegów ograniczona była do pięciu, a zatem ciągła rotacja turystów sprawiała, że łatwiej można było się "załapać". Cała akcja zorganizowana została przez Klub Podróżnika z ...Serbii :)
Powiecie może : "To zbyt dobre aby mogło być prawdziwe". Albo zapytacie : "Kto na to wyłożył kasę? ". Problem pieniężny rozwiązany został poprzez prosty system dotacji. Ofiarodawcami byli ludzie z całego świata , którzy wspomogli akcję. Większość z tych osób do Istambułu nawet się nie wybierała.  Również jednostki korzystające z tej alternatywnej noclegowni  mogły dorzucić parę groszy. Opłata jednak była NIEOBOWIĄZKOWA. 
Z resztą zajrzyjcie sami : http://www.thetravelclub.org/travel-house


Jak wyjaśnili pomysłodawcy, poprzez otwieranie takich domów , możliwe będzie budowanie globalnej podróżniczej kultury. Twórcy tego wspaniałego przedsięwzięcia pragnęli przysłużyć się tej szlachetniej idei, poprzez dostarczenie bazy spotkań dla ludzi z całego świata. Świetne i - jak już wspomniałam- nieaktualne. Nie dałam się jednak ponieść negatywnym emocjom, ponieważ mimo iż sezon 2012 został już dawno zamknięty, na stronie dostępna jest informacja, że rok 2013 przyniesie nową miejscówkę. Konkretów jednak na razie brak. 
W tym miejscu zwracam się do Was z pytaniem . Czy wiecie coś o podobnych projektach przewidzianych na rok 2013 ? Zakładam , że serbski klub jest tylko jednym z wielu na świecie , który promuje radosną i tanią turystykę. A zatem kończę na dziś zapytaniem : KTOŚ COŚ WIE ?

środa, 3 kwietnia 2013

Umarlaki - część 2

I tak oto dotarliśmy do punktu , w którym nie mam już nic zupełnie do powiedzenia. Zostały mi już tylko cytaty. Mam jeszcze na tyle przyzwoitości , aby dobierać je zgodnie z kategorią tematyczną. Oto jest jedna z mądrości dotyczących podróży :


Łatwiej jest podróżować, niż się zatrzymać,
ponieważ póki zdążasz do celu, możesz tkwić
w marzeniach. Dopiero kiedy się zatrzymasz, 
spotykasz się z rzeczywistością.
 
— Anthony de Mello 

Do tego przemyślenia dowalę jeszcze parę zdjęć z meksykańskimi czachami. Cholera wie, o co mi dziś chodzi...