Dane Kontaktowe

Zapraszam wszystkich zainteresowanych do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, uwagami i doświadczeniem.
Czekam także na Waszą pomoc przy tworzeniu tego bloga.
Jeżeli posiadacie jakieś ciekawe sugestie, przemyślenia albo informacje związane z poruszaną przeze mnie tematyką - proszę, podzielcie się nimi ze mną. Chętnie o tym napiszę.

Dane kontaktowe :

gobarakago@gmail.com



wtorek, 29 listopada 2011

Rzymskie oblicze miasta

Zacznę dziś może od tego, że miasto Amman jest ekstra. Troszkę w prawdzie hałaśliwe i można poprzez nieuwagę wpaść pod samochód , ale jako całość robi pozytywne wrażenie. Kolaż zabytków z różnych epok zawsze gwarantuje dobre rezultaty. W Ammanie ten świetny efekt uzyskany został poprzez fuzję współczesności i przeszłości , a także poprzez  pomieszanie budowli w  nowoczesnych stylu zachodnioeuropejskim ( nowoczesne banki i hotele) z  arabskim klimatem  i zabytkami z epoki rzymskiej.
Amman niesłusznie traktowane jest przez turystów jako miasto w którym 'nic nie ma' i wielką niesprawiedliwością jest to, że stanowi dla większości  jedynie przymusowy punk wyjścia ( lotnisko i te sprawy) dla wyprawy w głąb Jordanii.
Spójrzcie sami . Czy nie jest tam pięknie?








A oto dłoń posągu Heraklesa, znaleziona podczas prac wykopaliskowych. Posąg do filigranowych raczej chyba nie należał...

Przypominam o możliwości zostania wolontariuszem w Ammanie :) 
No dalej !!Przecież wiem, że o tym marzycie :D

sobota, 26 listopada 2011

'Jak cię ma spotkać w lesie, to cię nad wodę nie poniesie.'

               Cytat zawarty w tytule mojego dzisiejszego postu, to zdanie często powtarzane przez moją mamę. Znaczy to mniej więcej tyle, że jeżeli coś jest Ci przeznaczone to i tak się tego nie uniknie. Ja  jednak odwrócę kota ogonem i zaryzykuję stwierdzenie: "Jeżeli los nad Tobą czuwa , nic złego NIGDY Ci się nie przytrafi". Ja wierzę, że jestem dzieckiem urodzonym pod taką szczęśliwą gwiazdą. Całkiem często  gdy dzielę się z ludźmi moimi planami podróżniczymi słyszę , że 'tam to niebezpiecznie'. Faktycznie- 'tam' często bywa niebezpiecznie i potencjalnie w kontekscie przestrzennym , byłam już w paru miejscach gdzie mogłam zostać zabita, ranna , albo przynajmniej ostro przestraszona. A jednak, moja wyprawa nigdy czasowo się nie zgrała z wybuchem wojny , trzęsieniem ziemi , czy atakiem terrorystycznym. Głęboko wierzę, że byłam , jestem i zawsze będę w podróży bezpieczna. A oto niezbite dowody na to, że mój optymizm jest uzasadniony : 

Eksplozja w pięknym tureckim Marmaris w 2006.  Ja Marmaris odwiedziłam w 2007. 
Wojna w Osetii Południowej w 2008. Tego lata do Gruzji nie poleciałam tylko i wyłącznie dlatego, że załapałam się na program Camp America. Jak już wiecie, ostatecznie zawitałam w tym uroczym kraju dopiero w 2010.
W 2011 w Marrakeszu doszło do eksplozji w wyniku której zginęło ca najmniej 18 osób. Ja w Marrakeszu byłam w 2010.
Nie tak drastycznie, ale zapewne lekko nerwowo było w tym roku w amerykańskim stanie Virginia. Zatrzęsła się tam ziemia. W 2008 roku, w czasie moich odwiedzin w tym właśnie rejonie, żadnych dodatkowych atrakcji nie napotkałam.
Kolejne trzęsienie ziemi , którego udało mi się uniknąć miało miejsce w tym roku w Katmandu . Jak pisałam na moim blogu, w tym roku zamiast do Jordanii chciałam lecieć do Nepalu. Niestety kasy zabrakło. Oczywiście wybiorę się tam pewnego dnia, kiedyś w przyszłości i wiem , że wówczas żadne budynki nie będą się mi walić na głowę  :P
Czy pamiętacie akcję z 2009 , w której to Nigeryjczyk chciał wysadzić w Boże Narodzenie samolot lecący z Amsterdamu do Detroit ? Wcale mi  kurde nie było do śmiechu , gdyż część mojej podróż do Stanów również odbyła się na trasie Amsterdam -Detroit. 
Na koniec przywołam jeszcze zamachy z Londynu z 2005. Tego samego roku ( zaledwie 3 miesiące po atakach) , ja  przyleciałam do UK by rozpocząć moją brawurową karierę au-pair :P

No i co Wy na to ??


Zniszczenia w Marrakeszu . Źródło



czwartek, 24 listopada 2011

O dwojgu takich, co ukradli błoto.

O właściwościach błota z Morza Martwego słyszał pewnie każdy.  Ja dziś opowiem, jak to ładnie się ubabrałam tym wspaniałym naturalnym specyfikiem , i jak przy okazji o mało nie oślepłam.
Zacznę może od tego, że w hotelu powiedziano nam jasno , że w Jordanii plaż bezpłatnych nie ma. Jak zwykle. W Jordanii wielu rzeczy rzekomo nie ma. Jak przystało jednak na sprytną Polkę, zastosowałam blef i rzekłam " A właśnie, że są. Czytałam o tym na necie". To oczywiście nieprawda była, ale swoje ugrałam :P Kierowca zabrał nas na plażę. Po drodze zahaczyliśmy o Górę Nebo , z której to Mojżesz podobno ujrzał Ziemię Obiecaną. Mój telefon komórkowy również w tym miejscu odnotował bliskość Izraela i na chwilę przełączył się na izraelską sieć. 
Góra Nebo , poza wartościami historycznymi specjalnie atrakcyjna nie była, toteż prędko pognaliśmy dalej. Dotarliśmy nad Morze Martwe. Plaża dla miejscowych , pełna ludzi i śmieci. Postawiłam dwa kroki i .... chciałam wracać co samochodu. Stopy grzęzły w mazi, a miejscowe ludziska gapiły się na mnie. Potem było tylko gorzej, bo jakiś nastolatek uwziął się, że wymusi na mnie przejażdżkę na koniu ( płatną oczywiście). Starałam się go ignorować i polazłam do wody. Koca nie dało się nigdzie rozłożyć i ubrań też się nie dało zostawić na tym słonym błocie. Obwiesiłam więc  Henrego całym moim dobytkiem poszłam zmierzyć się z żywiołem. Los zadecydował , że tego dnia miało zajebiście wiać. Morze Martwe nagle ożyło i poczęło manifestować swoją witalną energię poprzez dosyć spore fale. Z mojej sesji 'unoszenia się na wodzie' wyszły nici. W zamian za to , zaliczyłam niezły chlust słonej wody prosto w oczy. Ja pie....lę ! Jak to bolało. Wpadłam w panikę i próbowałam wyjść z wody, ale stopy znowu mi ugrzęzły. Sól wypalała mi oczy , ale jakimś cudem dotarłam do Henrego , który dzierżył mój ręcznik w dłoni. Gdy już odzyskałam wzrok , oczywiście ujrzałam , że nieznośny nastolatek powrócił i znowu chciał na mnie wymusić konną przejażdżkę. Chciałam go pobić, ale że tak nie wypada - zażądałam jedynie odwrót. Ale to nie jest wcale taka prosta sprawa, aby ulotnić się z plaży , po wyjściu z Morza Martwego. Trzeba się jeszcze uprzednio gdzieś obmyć z tego obślizgłego błota. Na szczęście w Jordanii wszystko jest doskonale zorganizowane ( o ile potencjalnie można na tym zarobić). Na plaży dopadłam pana z 'sikawką ' , która dosyć dobrze zastąpiła prysznic. Okropne było jednak to, że wszyscy młodzi mężczyźni i chłopcy zeszli się na tą okoliczność. Biała kobieta w kostiumie kąpielowym na plaży dla miejscowych ?? Muszę powiedzieć, że to było najgorsze moje doświadczenie z całej podróży - ale sama się o to prosiłam.
W sąsiedztwie 'naszej plaży' , rozciągała się jedna z prywatnych plaż hotelowych. Piękna, wyłożona piaskiem a u wejścia do wody - betonem . To pewnie rozwiązało problem ' zapadających  stóp', ale za takie luksusy trzeba oczywiście zapłacić. No i nie gwarantuję, że z takiej strzeżonej plaży można wynieść drogocenne błoto. Ja natomiast całkiem za darmo, do UK przywiozłam całe duże pudełko :) Trochę dla siebie , trochę dla znajomych. Muszę przyznać- dla skóry jest cudowne. 

Oto co ujrzał Mojżesz

Góra Nebo

Summertime ! Słonce, plaża i ....śmieci :/


wtorek, 22 listopada 2011

Mozaikowy świat.

Z pisaniem tekstu dzisiaj będzie krucho. Wczoraj  mój poziom irytacji w pracy  osiągnął naprawdę wysoki poziom, i nawet pełne osiem godzin snu nie zrekompensowały mi wczorajszych strat moralnych. No cóż...życie . W każdym razie...chciałam rzec , że wczorajszy wstrząs emocjonalny trochę rzutuje teraz na poziom mojej koncentracji. Jednocześnie mam teraz troszeczkę wolnego i grzechem byłoby tego nie wykorzystać.
A tak poza tym , to piękne mozaiki z Madaby nie potrzebują mojej gadaniny. Hmm. W sumie mojej gadaniny to nikt raczej nie potrzebuję. 
Daje teraz zdjęcia. Pa :*











niedziela, 20 listopada 2011

Spokojniej

            Z Karaku trafiliśmy do Madaby. Utytłani piachem z Wadi Rum, spoceni i padnięci, z wielką rozkoszą przekroczyliśmy próg hotelu. Hotelu, nie hostelu. Jakoś nie udało się nam znaleźć w Madabie żadnego taniego hostelu więc byliśmy zdani da nieco droższą opcję. Okazało się jednak, że standard naszego hotelu był tak wysoki, że spokojnie mogę powiedzieć , że to najlepszy interes 'kwaterowy' jaki ubiliśmy w czasie podróży. Cena za dwupokojowy pokój była taka sama jak cena za namiot na pustyni ! 
Ale przecież nie będę gadać o takiej błahostce. Madaba spodobała  mi  się niezmiernie. To wspaniałe, niewielkie i spokojnie miasto. Idealne na wypoczynek ! Miejsce to słynie głównie z przepięknych mozaik , a także  jest domem dla blisko 30% chrześcijan mieszkających w Jordanii. 
Podróżując po Jordanii dziś łatwo zapomnieć, że to właśnie  tutaj znajduje się wiele miejsc związanych z początkiem chrześcijaństwa. W Madabie jednak, jest to nieco łatwiej wyczuwalne. Nie tylko dlatego że znajdują się tu kościoły greko-katolickie , ale także z powodu bliskiego sąsiedztwa Góry Nebu . Również atmosfera miasta jest jest nieco inna. Wchodząc do sklepu spokojnie można się rozejrzeć i nie jest się z miejsca zasypywanym ofertami. Styl handlu przypomina bardziej sposób europejski ( oczywiście bez przesady :P). Tutaj też , spotkałam się tylko i wyłącznie z uśmiechem i życzliwością . Ulice są ( poza niektórymi rejonami ) czystsze niż np. w Ammanie a główny deptak handlowy jest niezwykle urokliwy i spokojny.  Z ciężkim sercem opuszczałam to miejsce.  Każdy dziwił się , że zasiedziałam się tam aż 5 dni ( atrakcji turystycznych jest tyle co na jeden dzień), ale gdybym miała taką szansę, zostałabym tam 2Xdłużej :)











Obecny król Abd Allah II ibn Husajn


sobota, 19 listopada 2011

Jedziemy dalej

Powracając do tematu głównego tego miesiąca, czyli do Jordanii, sporządzę krótką notkę na  temat tego jak poruszać się po tym kraju. No więc my na ten przykład , korzystaliśmy ze wszystkich dobrodziejstw komunikacji publicznej , poza pociągiem. Podróżowanie po Ammanie i jego okolicach to nieco inna ( bardziej skomplikowana) kwestia , więc zostawię to sobie na później. W sumie my zdaliśmy się na żywioł i korzystaliśmy z nadarzających się okazji. I tak np. z Ammanu do Petry dostaliśmy się taksówką. Generalnie jest to droga impreza, ale nasz kierowca już zarobił (‘oskubał ‘ ?) na turystach , którzy jechali z Petry do stolicy a więc nas zabrał nijako w drodze powrotnej i zażądał tylko tyle co za paliwo. O tym , że z  Petry do Wadi Rum dostaliśmy się autobusem już wiecie. Potem było tylko lepiej, bo na campingu spotkaliśmy fajnych Niemców , którzy za darmo zabrali nas do Madaby ( via Karak). A stamtąd do Ammanu, to już tylko ‘jednodinarowy’ rzut kamieniem był. W Madabie wzięliśmy raz drogą taksówkę , żeby dostać się nad Morze Martwe , bo znajomi Belgowie postraszyli nas , że niby łatwo się tam dostać autobusem , ale potem trudno się wydostać i ostatecznie taksi i tak trzeba wziąć. Nie wiem czemu poznany w Ammanie lokalny ziom , straszył nas , że europejska kobieta nie powinna wsiadać do busów ani korzystać z transportu publicznego. Autobusy w Jordanii są spoko wygodne i o żadnych zaczepkach nie ma mowy. No może poza oczywistym faktem, że aby wejść do tego autobusu najpierw trzeba się odpędzić od prywaciarzy , którzy oferują ‘good price’ za podwóz samochodem. 

Na zdjęciach Karak. Miejsce do którego nie planowałam się dostać, ale podwożący mili Niemcy wprowadzili ten punkt ukradkiem do planu mej podróży :)


Ostatnie śniadanie na pustyni i jedziemy dalej.

zamek w Karaku


Pan Arab wrzucił mi to na głowę i zasugerował sesję zdjęciową

Tworzysz mej podróży po lochach się pląta.


Scena z miasta Karak.


Wiem, że zdjęcia są średnio ciekawe , ale tego dnia byłam odwodniona i chciałam umrzeć. Z tego co pamiętam przynajmniej.

wtorek, 15 listopada 2011

Uczta dla oka.

           Nadchodzi zima i czas długich seansów filmowych. Może w jeden z przydługich grudniowych czy też styczniowych wieczorów zechcecie obejrzeć film 'Czyngis-Chan / Mongol '? Proponowana przeze mnie produkcja  z 2007 roku, jest pierwszą częścią epickiej sagi o Temudżynie ( czyli Czyngis-Chanie). 
Nie będę opisywać fabuły, bo to nie fabuła ( chociaż w miarę ciekawa) urzekła mnie w tym filmie. Zamiast rozpisywać się nad tym jak cudownie film został zrealizowany, jak wspaniałe zdjęcia i muzyka oddziałują na wyobraźnię widza, podsumuje to dzieło następująco : Moja drzemiąca obsesja dotycząca podróży Koleją Transsyberyjską do Ułan-Bator uległa reaktywacji!  Hmmm.... Ktoś może reflektuje ?

Oto zwiastun: 

piątek, 11 listopada 2011

Blondynka na pustyni.


             Co robi blondynka na pustyni ? Oczywiście gubi się. I to w nocy ! Dla usprawiedliwienia dodam , że miałam mężczyznę u boku i to też nie pomogło. Być może dlatego, że on również był blondynem. W każdym razie długo, długo zastawialiśmy się potem jak to się stać mogło.  Doszliśmy do wniosku, że wszystkiemu winna była ‘pustynna percepcja przestrzeni’.  Pewnego wieczoru wybraliśmy się na podziwianie zachodu słońca. Wydawało się nam, że miejsce do którego się chcemy dostać jest ‘niedaleko’. W praktyce okazało się jednak, że to co na pustyni wydaje się ‘niedaleko’ ,  w rzeczywistości jest gdzieś ,-jak to się ładnie mówi w moich rodzinnych stronach- ’ w hasiokach’ .
Więc poszliśmy troszkę za daleko i nagle ( ale to tak naprawdę nagle) ciemna noc zapadła. Noc na pustyni jest dramatycznie czarna. Brak  jest oczywiście sztucznych  świateł ,do których jesteśmy przyzwyczajeni my, mieszkańcy cywilizowanych zakątków świata. Błądziliśmy z dwie godziny i jedyne co nas uratowało , to fakt że nasz obóz rozbity był tuż obok JEDYNEJ w okolicy skały która miała jakiś w miarę charakterystyczny kształt. Kształt mostu- dokładnie. Gdyby nie to, przyszłoby nam nocować gdzieś w zimnie ze skorpionami.
A w ogóle to przy tej całej akcji zepsuła się nam latarka i potem miałam problem pewnej nocy , bo musiałam iść  do kibla. Opisu tej sytuacji raczej nie upublicznię :/ W każdym razie, no… Jak się wybierzecie kiedyś na pustynie to weźcie tak z 4 latarki na zapas.  Amen.

Z cyklu " Życie na pustyni " 





Z cyklu " Życie białych ludzi na pustyni"


Zbawcza skała :), a raczej jej cień.

Małe tornado

Złota góra. Czyli zachód słońca.




Surrealia