Dane Kontaktowe

Zapraszam wszystkich zainteresowanych do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, uwagami i doświadczeniem.
Czekam także na Waszą pomoc przy tworzeniu tego bloga.
Jeżeli posiadacie jakieś ciekawe sugestie, przemyślenia albo informacje związane z poruszaną przeze mnie tematyką - proszę, podzielcie się nimi ze mną. Chętnie o tym napiszę.

Dane kontaktowe :

gobarakago@gmail.com



poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Servas

Przyznaję bez bicia. Moje dzisiejsze poczynania blogowe nie mają nic wspólnego z moją potrzebą twórczą. Dzisiejszy post rodzi się gdzieś między bólem a naciąganym poczuciem obowiązku. Ale skoro postanowiłam trenować swą systematyczność, to muszę sprostać jakoś tej próbie. 
Czas na mała lekcję historii. Otóż wiedzieć Wam trzeba, że idea taniego podróżowania skojarzona ze szlachetnymi działaniami takimi jak szerzenie tolerancji i pokoju na świecie, nie narodziła się wcale wraz internetem. Oczywiście, racje ma ten kto powie , że żyjemy w czasach szczególnych jeśli chodzi o możliwości jakie stwarza nam sieć. Dziś dzięki serwisom takim jak CS , całą sprawę ( przy dobrych wiatrach) można załatwić w godzinę. Jednak warto wiedzieć, że pomysł tego typu wymiany kulturowej zrodził się już w 1949. 
Założona przez  Boba Luitweilea organizacja ' Servas Open Doors',  stanowiła prototyp wszystkich dzisiaj istniejących stron,  traktujących o darmowych noclegach i zacieśnianiu więzi między narodami. 
Servas funkcjonuje do dziś . Liczba jego członków jest  jest bardzo skromna jak na realia XXI wieku, a członkostwo jest płatne ( dla podróżników, nie dla gospodarzy) . Zasady są identyczne z tymi , w oparciu o które działają 'internetowi bracia ' Servasu. 

Oto podstawowe informacje zaczerpnięte z ich polskiej strony :
 
'Podstawową strukturą Servasu jest sieć gospodarzy-członków, którzy są gotowi przyjąć podróżników servasowskich. W roku 2005 liczba domów servasowskich wynosiła ponad 13 000 w około 130 krajach na całym świecie. Podróżnicy mogą zamieszkać w domu gospodarza na dwa dni i dwie noce.
Gościna jest bezinteresowna i bezpłatna, ale należy pamiętać, że Servas nie jest darmową alternatywą hotelu. Celem wizyty jest wzajemne poznanie się podróżników i gospodarzy.
Podróżnicy mogą się też spotkać z gospodarzami „dziennymi”, którzy mimo, że nie mają warunków do udzielenia gościny, pragną pomóc w inny sposób, np. oprowadzając po swojej okolicy, zapraszając na posiłek lub rozmowę, chcąc po prostu poznać nowych ludzi'.

Więcej informacji dostępne jest pod adresem :


piątek, 27 kwietnia 2012

Wakacje coraz bliżej.

Dla wielu szczęściarzy lato to czas odważnych ( nieodpowiedzialnych ?) poczynań, leniuchowania i zwiedzania. Dla mnie 'lato' od wielu już sezonów = NIC. Pracuję tak jak w zimie czy na wiosnę.
Dzisiejsza notka adresowana jest zatem głównie do studentów, bo takie stare dziady jak ja, mogą zapomnieć o przyjemnościach 2-3 miesięcznych wakacji. 

Zapraszam Was do odwiedzenia strony :




Nie wchodźcie tam jednak, jeśli szukacie wakacyjnego zajęcia o charakterze zarobkowym. Rzecz bowiem traktuje o wolontariacie. Jak już wiecie, na moim blogu walczę z 'turystyką wolontaryjną" , czyli z szachrajami , którzy zdzierają kasę z ludzi dobrej woli. Fakt- aby korzystać z tej strony ( tzn. aby móc skontaktować się z hostem) trzeba dokonać wpłaty rejestracyjnej. Wynosi ona odpowiednio:

- 22 Euro za jedną osobę
- 29 Euro za dwie osoby

Opłata w tej wysokości jest jednak wybaczalna , gdyż pozwala na korzystanie dobrodziejstw serwisu przez dwa lata. A stronka ta zaiste pęka w szwach od ciekawych ofert. 
Ogłoszenia są pogrupowane nie tylko w oparciu o lokalizację geograficzną, ale także można szukać zajęcia pod kątem naszych zainteresować ( prace w ogrodzie, budownictwo, opieka nad dziećmi, pomoc przy eko projektach, pomoc przy zwierzętach). 
Zasadniczo układ jest 'standardowo wolontaryjny '. Kilka godzin pracy dziennie w zamian za jedzenie i zakwaterowanie. Po głębszym przewertowaniu strony , okazuję się jednak , że za udział w niektórych projektach trzeba troszkę zapłacić ( jak zwykle dotyczy to głownie Azji i Afryki). Z drugiej jednak strony, doszukałam się też kilku prac, za które gospodarz gotowy jest zapłacić niewielkie pieniądze. 
Dodam może, że 'Workawayerem' od wielu lat jest jedna z moich koleżanek i z całego serca poleca ona tę stronę :)
Chętnie dałabym się wciągnąć w tę inicjatywę ( zwłaszcza jak patrzę na oferty pracy w hotelach we Włoszech) , ale niestety w tym roku muszę harować i spyrlać kasę na Gwatemalę.
Ale może ktoś z Was się skusi. Patrząc na różnorodność ogłoszeń , niewykluczone , że wyszukacie coś, co w przyszłości będzie klejnotem w Waszym CV ;)

środa, 25 kwietnia 2012

Indie, Anglia, Powrót, Deszcz, Skany.

Moje wakacje skończyły się. Wczoraj. A dzisiaj leje. Stąd w tytule mojego posta pojawiło się słowo 'deszcz'. Powinno tam pojawić się też słowo 'zamotanie' , bo jest to dokładnie to, co teraz czuję. Po dwóch sielskich tygodniach bez neta , czas nadrobić zaległości. Okazało się, że pewne sfery naszego  życie , ulegają strasznemu zachwaszczaniu w czasie urlopu.  Piękne było moje 'simple life', ale teraz czekają zaległe maile i czeka blog. Od bloga zaczęłam. 
Z Polski przywiozłam parę zeskanowanych fotek. Pod względem jakości niebezpiecznie zahaczają o dno,  ale i tak mam do nich sentyment. Lubię zdjęciowe antyki. Ja też jestem już niemal trzydziestoletnim antykiem, więc chętnie sobie przypomnę lata mojej au-pairkowej młodości.
Dawno, dawno temu na blogu tym chwaliłam się, że pracowałam w Londynie dla rodziny ze Sri-Lanki, i że fajnie było. Aby udowodnić, że nie skłamałam, pokarzę Wam siebie przebraną za 'bołyłózkiego' lachona. Ładnie się na tych zdjęciach uśmiecham, dzieci mi towarzyszące też są urocze i słodkie, a więc wszystko gra.
Dzisiejszego posta taguję etykietami  'au-pair' i oraz "nieangielska Anglia'. To właśnie od mojej 'niańkowej kariery ' zaczęła się moja fascynacja wszystkim co niebrytyjskie ... na Wyspach Brytyjskich :)






niedziela, 8 kwietnia 2012

Upss. Przegapiłam.

Niestety okazało się, że jestem wyrodną blogową matką. Przegapiłam urodziny mojego maleństwa o  imieniu GoBarakaGo. A wczoraj stuknął roczek mojemu blogaskowi !
Z tej okazji chciałam podziękować wszystkim osobom , które zaglądają do mnie mniej bądź bardziej regularnie. Wasze wizyt motywują mnie pisania :) Jeszcze raz dziękuję !
Z racji wczorajszego 'święta' , zamiast piosenki  urodzinowej wrzucam piosenkę Toola. Ponieważ tak bardzo kocham film 'Baraka' a także miłuję twórczość Maynarda Jamesa , nie wyobrażam sobie,  iż mogłabym tu zamieścić dziś cokolwiek innego :)





Ps.
Nie będzie mnie przez ponad dwa tygodnie. Wakacje to wakacje.
Pa :*

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Przedlecie

Pogoda na Wyspach rozpieszcza od wielu dni.  Było zimno i ulewnie i nagłe ni stąd i zowąd , Anglia wkroczyła w stadium pogodowego przedlecia. Nie było wiosny, nie było przedwiośnia. Tylko od razu przedlecie. Rekordowe temperatury  i optymizm. A dla mnie - jak zwykle ciągła praca :/
Z racji tej świetlistej aury , pokaże wam dziś kilka zdjęć z mojej angielskiej kolekcji. Zdjęcia są dosyć stare , blisko dwuletnie, ale dosyć dobrze harmonizują z obecną pogodą. 
Historia tego wypadu  ma dosyć durne fundamenty. W poszukiwaniu jakiegoś malowniczego zakątka na plażowanie, trafiłam na miejsce zwane Burton Cliff. Pomyślałam sobie wtedy..."Hej Hej! Przecież  Burton Cliff ( a raczej Cliff Burton) nie żyje !" Ta mała zbieżność w nazewnictwie okazała się być siłą intrygująco- magnetyzującą . 
Na  plaży  nie spotkałam o dziwo żadnych fanatycznych wielbicieli basisty zespołu Metallica. Ale  i tak było fajnie.








Skamielin tam od cholery.