Dane Kontaktowe

Zapraszam wszystkich zainteresowanych do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, uwagami i doświadczeniem.
Czekam także na Waszą pomoc przy tworzeniu tego bloga.
Jeżeli posiadacie jakieś ciekawe sugestie, przemyślenia albo informacje związane z poruszaną przeze mnie tematyką - proszę, podzielcie się nimi ze mną. Chętnie o tym napiszę.

Dane kontaktowe :

gobarakago@gmail.com



piątek, 30 marca 2012

Wczoraj...

Wczoraj odwiedziłam moją przyjaciółkę Zosię ( aka Cake). Była to moja pierwsza wizyta w jej nowym mieszkaniu. Obadałam zatem grunt przez nadchodzącym przyjęciem ( parapetowa), a także wspomagałam ją moralnie w poszukiwaniu taniego noclegu w Paryżu. Sprawdziłyśmy hostle, ale były drogie. Wysłane zostały też prośby na CS, ale ponieważ Zosia jedzie z mamą, nie była do końca przekonana czy ta opcja jest słuszna. Pomyślałam zatem , że zobaczymy co można zdziałać przy pomocy stronki :





Zacznę  może od ustalenia faktów. 
Fakt nr.1 Nigdy z tej strony nie korzystałam.
Fakt nr.2 Nie znam osobiście nikogo , kto kiedykolwiek się nią wspomagała w czasie podróży
Fakt nr.3 Pewne techniczne tajniki funkcjonowania tej strony są dla mnie niejasne ( o tym w dalszej części teksu)

Mimo lekko zniechęcającego wstępu , nalegam abyście jednak czytali dalej. Dalej jest tylko lepiej. 

AIRBNB to taki jakby płatny Couch Surfing. Polega to na wynajmowaniu pokoi ( albo mieszkań ) od osób prywatnych. Mieszkania są drogie , chociaż jak się jedzie dużą grupą , to można i taką ewentualność rozważyć. Pokoje natomiast są dostępne w bardzo zachęcających cenach. 
Np. Jedna noc w paryskim hostelu ( tanim hostelu- pokój dwuosobowy ) to koszt około 20 funtów za osobę. Zosia + jej mama , czyli sztuki dwie = 40 funtów. 
Na airu znalazłyśmy pokoje do wynajęcia ( również dwuosobowe) za 30 funtów . Zysk - 10 funciaków za jeną noc. Prosta kalkulacja.

Jeżeli chodzi o design i stopnień przejrzystości - strona spełnia wszystkie kryteria ( moje kryteria). Przede wszystkim - większość  osób, które oferują noclegownie , ma pod profilem pozostawione krótkie notki z rekomendacjami od byłych klientów. Jeżeli chodzi o kwestie bezpieczeństwa- to bez tego ani rusz.

Ze strony tej prawdopodobnie skorzystam niebawem. Szukam właśnie taniego noclegu dla znajomej ze Szwajcarii, a tej dziurze w której obecnie mieszkam nie mają żadnego przyzwoitego taniego hotelu.
Za to na rekomendowanej przeze mnie dziś stronie, znalazłam piękną ofertę. 

Airbnb ma jednak dwie wady:

- Po pierwsze ( jak wspomniałam już wcześniej), jednej rzeczy związanej z obsługą nie rozumiem. Niejasność dotyczy opłaty serwisowej. Wczoraj , gdy szukałyśmy z Z. noclegu w Paryżu , bardzo zniechęciło nas 11 funtów za serwis. Dziś jednak znowu zajrzałam i jakimś cudem , tym razem opłata wynosi jedynie jednego funciaka. Nie wiem czemu...
- Druga mała niedogodność, to problem ze znalezieniem noclegu w ... odpowiednim miejscu. Wyszukiwarka bowiem działa tak, że jeżeli wpiszemy nazwę miasta , i przesiejemy oferty przez kryterium ceny , okaże się że, owszem znajdziemy fajne i tanie kwatery, ale w mieście oddalonym o 40 kilometrów. 

Czy ktoś z Was korzystał z tego serwisu i może podzielić się doświadczeniami ?
Pozdrawiam






 

wtorek, 27 marca 2012

Aj lajk it.

Kusi mnie niezmiernie, alby stworzyć dziś notkę o niczym. O niczym, czyli o tym, że świeci słońce i mam nowych współlokatorów, a za dwa tygodnie zaczynam urlop. Ten ostatni punkt, od kilku dni stanowi motyw przewodni moich procesów myślowych i skutecznie uniemożliwia mi komunikacje z światem zewnętrznym. 
W związku z powyższym post dzisiejszy będzie raczej krótki. Pomyślałam sobie, że końcówka marca to dobry moment, żeby zacząć planować jakąś daleką podróż. Nadchodzi wiosna, pogoda się poprawia , życie wydaje się lepsze a problemy łatwiejsze do rozwiązania. Do owego pozytywnego nastawienia, pragnę dorzucić jeszcze jeden element: 


Jak dojechać do Indii za 1500 zeta? Albo Włoch za jedyne 100 zł? Dzięki stronie 'Koniec Świata' dowiesz się jak podróżować po świecie za naprawdę małe pieniądze. Istotny jest fakt, że informacji tych udzielą Ci ludzie, którzy znają dany kraj na wylot, bo mieszkają w nim lub byli w nim wielokrotnie. Oczywiście - ludzi którzy mieszkają na obczyźnie darzę nabożną czcią i uważam , że to właśnie ich warto pytać o opinie. 
Koniec Świata , to generalnie baza danych wszelakich na temat tego co  zobaczyć, co zjeść, na co się szczepić itd. 
Mnie jednak głównie interesuje ich arcyfenomenalny dział 'Jak Tanio Dojechać'.
Pomysły i sugestie ( sprawdzone na czyjejś skórze) obejmują :
- promocje lotnicze
- sposoby know-how
- trasy naziemne
- loty czarterowe
- trasy autostopowe
- autobusy
- pociągi 
-Reasumując : WSZYSTKO


ps.
Cieszę, się że w końcu zareklamowałam jakąś polską stronę. Wydaje mi się, że dużo piszę o tworach zagranicznych, a o naszym rodzimym potencjale jakby zapomniałam. Gdybym miała czas na wyrzuty sumienia, to może bym je miała. Czasu jednak brak. Idę zaraz do pracy...
 

niedziela, 25 marca 2012

Nudny temat.

Niedawno na blogu zaprezentowałam moją opinię na temat tego, czy warto w UK nostryfikować dyplom. Temat jest równie nudny co użyteczny , a zatem dzisiaj zdradzę techniczne tajniki tej operacji. Trzaśnijcie mnie w pysk, jeśli nadmiernie się rozpiszę. Temat jest krótki , łatwy do realizacji i nie ma sensu, by zabierać Wam cenny czas na czytanie mych wypocin.

No to lecimy:
Wchodzimy na stronę : http://www.naric.org.uk/

Przechodzimy do sekcji : apply online
W 'apply online ' dowiemy się, że wcale nie musimy aplikować online. Możemy też wszystko załatwić tradycyjnie- drogą czysto listową. Ja jednak zdecydowałam się, na złożenie mojej aplikacji przez internet z prostej i prozaicznej przyczyny. Tak było taniej. Ceny na dzień dzisiejszy kształtują się następująco :
a) Jeżeli posiadamy już przetłumaczony dyplom , wtedy zapłacimy odpowiednio :
- £46.00 plus VAT (£55.20)- DROGĄ POCZTOWĄ
- £40.00 plus VAT (£48.00)- APLIKACJA ONLINE
b) NARIC oferuje też usługę tłumaczenia dyplomów . Nie dla wszystkich języków świata, ale Polacy ( tłumnie przybywający na Wyspy) są chyba częstymi klientami , gdyż nasz język znalazł się na tej liście. Koszt tego udogodnienia( czyli nostryfikacja z tłumaczeniem) :
-76.00 plus VAT (£91.20)- DROGĄ POCZTOWĄ
- £70.00 plus VAT (£84.00) - APLIKACJA ONLINE
Na stronie NARIC można znaleźć mały konwerter , którzy szybko pomorze Ci przeliczyć te ceny na złotówki , w oparciu o aktualne notowanie walutowe. 

No to lecimy dalej. 
Pierwszą rzeczą, o którą zostaniemy poproszeni przy aplikacji online, będzie utworzenie konta na stronie NARIC. Konto to przyda się nam w przyszłości, gdyż dzięki niemu będziemy mogli śledzić postępy w realizacji naszego zamówienia. Dowiemy się np. czy nasze papiery dotarły na miejsce i jaka jest przybliżona data rozpatrzenia naszego podania. 
Tworząc to konto, zostaniemy też zapytani o dane takie jest adres , telefon , powód zgłoszenia (np. Chęć znalezienia pracy w UK, Chęć dalszej nauki ) i tym podobne oczywistości. Krok nr. dwa to potwierdzenie danych , a potem już tylko zapłata i .. po sprawie. Dostaniemy na maila potwierdzenie zapłaty , na którym widnieje też numer naszego zgłoszenia. Numeru tego będziemy używać przy logowaniu się do systemu NARIC. Otrzymany na maila dokument drukujemy i wysyłamy do biura wraz KOPIĄ dyplomu i odpisu dyplomu. 

Obiecany czas realizacji to 3 tygodnie. I tyle też ja czekałam. Wszystko bardzo mi się podobało do czasu, gdy otrzymałam ten raczej mało imponujący świstek. 

Oto co dostałam za moje ciężko zarobione£70.00 plus VAT (£84.00)
Pfii


czwartek, 22 marca 2012

Była sobie cisza.

Anglia, nie bez powodu kojarzyć się może ze zgiełkiem, szybkim tempem życia, wylaszczonymi i pyskatymi panienkami oraz pijanymi kibicami.  Coś w tym jest, ale wszędzie uczą  nas,  aby nie kreować swych przekonań w oparciu o wyświechtane stereotypy. Aby udowodnić Wam ( a także przede wszystkim sobie), że kultury współczesnej Anglii nie można upchać do shoppingowo-dyskotekowo- kasiastej szuflady, postanowiłam wybrać się do... Buddyjskiego Monasteru. 

Pełna nazwa owego przybytku to : Chithurst Buddhist Monastery.

Nie znam się niestety na buddyzmie , a widok angielskich mnichów już w ogóle wprawił mój mózg w percepcyjne zakłopotanie. Takich rzeczy to nawet w Tv nie pokazują. Nie musiałam się jednak znać na ich światopoglądzie, by szybko podskórnie wyczuć, że miejsce to przesiąknięte jest magiczną aurą kontemplacji i .... szacunku. 
Skromnie sklecone mnisze chaty, figurki Buddy,cisza. A w tym wszystkim pełno życia. Po polu hasające wiewiórki , zające i pełno kopców krecich. Tak ! Tam nawet gardzone przez wszystkich krety, są mile widziane.
Mile widziani są też przedstawiciele rodzaju Homo Sapiens i to niezależnie od specyfiki narodowej. Monaster można odwiedzać przez cały rok. W niedziele organizowane są spotkania dla zainteresowanych. Można tam też zatrzymać się na dłużej (oczywiście przy poszanowaniu rytmu życia mnichów).

Być może ktoś teraz żwawo zainteresował się tematem, więc podaję tutaj linka do oficjalnej strony :


A teraz mała wizualna zachęta do zgłębiania tajemnic ...Nieangielskiej Anglii :)


















Tu się medytuje





Jak zawyżyliście , 'posiadłość' Chithurst to nie tylko rozrzucone tu i ówdzie budynki i figurki. Ten 'krejzi' most również należy do mnichów. Chwieje się okrutnie ale w praktyce straszny nie jest :)





poniedziałek, 19 marca 2012

Coś dla studentów. I nie tylko.

W poszukiwaniu fajnych stron , które w jakiś sposób teoretyczny bądź praktyczny ( z naciskiem na praktyczny), ułatwiają życie podróżnikom , trafiłam na ten oto twór :


Wcale nie musicie mi przypominać o tym drobnym fakcie , że nie jestem już  studentką. Wiem o tym doskonale. Czasem mnie smuci, ale też czasem  cieszy. Stronę i tak polubiłam, bo nawet jeżeli nie mogę dzięki niej ustrzelić żadnego ciekawego 'deala' , to przynajmniej mam gotową ściągę dotyczącą ciekawych miejsc  i zdarzeń w danym kraju a nawet mieście. 

Najbardziej zatem do gustu przypadła mi sekcja 'activities".

Rzućcie okiem kochani :



Jako przykładowy cel 'penetracji' obrałam sobie UK, miasto Londyn. Ofert jest zatrzęsienie ! Jedyne o czym skromny turysta musi pamiętać, to zaznaczenie w opcjach wyszukiwarki, że przede wszystkim interesują go niedrogie oferty.
Głównym plusem stronki, jest fakt , że propozycje zawarte w indeksie są troszkę niekonwencjonalne. To , że w Londynie należy iść pod Big Bena dowiemy się z każdego przewodnika ( albo wręcz z lekcji w szkole), ale pomysł w stylu  'Ghost Walking Tour of London',  czyli poznawanie Londynu od 'upiornej i nawiedzonej strony', jest już czymś bardziej oryginalnym.
Aha i jeszcze jedno. Przeglądają katalog ofert , upewnijcie się że zaznaczycie poprawne daty waszej wycieczki. Niektóre propozycje mają charakter jednorazowy, inne dostępne są w wybrane dni tygodnia a jeszcze inne dostępne są zawsze. 

Mam nadzieję, że niekonwencjonalni podróżnicy znajdą coś fajnego dla siebie :)

piątek, 16 marca 2012

Gura Humora i inne detale

       Ostatni post o Rumunii. Chyba , że tam kiedyś wrócę . W co nie wątpię. Pytanie tylko kiedy.
Zacznę tutaj może od małej pieśni pochwalnej na temat cnót personalnych obywateli rumuńskich. Z moich obserwacji wynika, że to przemili ludzi i chętnie otaczam się nimi na co dzień. Wiem, co mówię i to nie dlatego, że byłam w Rumunii ( bo czego można się dowiedzieć przez parę dni?), ale dlatego , że miałam w życiu przyjemność poznać kilka osób z tego kraju i nawet się z nimi zaprzyjaźnić. To niesamowicie ciepłe i sympatyczne istoty. Także w czasie moje wyprawy czuć było to przyjazne nastawienie do bliźniego. 

Poza tym , korci mnie aby utrzeć nosa intelektualistom i tym wszystkim sfabrykowanym zombie, którzy puszą się, bo biegle mówią w jakimś tam języku obcym. Ależ oni mądrzy ! Wierzcie mi moi drodzy. Na świecie jest wiele miejsc, gdzie ludzie żyją w tyglu kulturowym i w miejscach takich 'zwykły chłop od pługa' włada trzema językami. A co najlepsze - ani go to nie dziwi,  ani przesadną dumą nie napawa. Taką osobą był właśnie kierowca , który wiózł nas z Suczawy do Przemyśla. Był może niedomyty , ale za to mówił po polsku, rumuńsku i ukraińsku :)


Pragnę też uspokoić, że moje dni schizy się skończyły i znowu można mnie postrzegać  jako osobę, charakteryzującą  się względną stabilnością emocjonalną.


Oczywiście na koniec dzisiejszej notki , doleję zdjęć kilka.
Pierwsza mała seria, to fotki z Gury Humora. Wspominałam o tym miejscu w w jednym z poprzednich postów.






No i jeszcze , jeszcze na sam, samiuśki koniec , pamiątka z hotelu przy dworcu autobusowym w Suczawie. Bardzo prawdopodobne , że ktoś kto planuje podróż do Rumunii , tam właśnie skończy ( albo zacznie ). Oto czego się możecie spodziewać :




Uff. Dobrze, że tam trafiliśmy, bo po paru dniach bujania się po Villach Alice i podobnych przybytkach , zaczęłam już odczuwać niepokój budżetowy. A taki ładny minimalizm , jak na zdjęciach powyżej , wprowadził na nowo ład i porządek w moje życie :D

środa, 14 marca 2012

Zastrzelcie mnie

Nie mogę zebrać dziś myśli! To będzie post z księżyca. Jeszcze go nie napisałam, ale nie spodziewam się niczego dobrego.
Powód: 3 dniowy trening o autyzmie i  zachowaniach agresywnych + metodach fizycznej interwencji w razie zagrożenia życia i mienia. Przesadzam z tym zagrożeniem życie. Niemniej, w mojej trzyletniej karierze zawodowej , już parę razy byłam nadgryziona ( dosłownie) , mocno drapnięta , szturchnięta ( żeby nie powiedzieć pobita) . A także włosy bywały przerzedzone , bo ktoś mnie za nie mocno ciągnął. To taka mała informacja dla tych, którzy szukają informacji o zawodzie support workera. Jeżeli nie lubicie agresji, to raczej unikacie aplikacji, jeżeli w ogłoszeniu pojawiły się te dwa słowa : Challenging Behaviour. To już mój trzeci trening dotyczący 'zachowań trudnych' ( jakże niewinnie brzmi to w naszym pięknym języku). Prawdopodobnie jak dwa poprzednie, nie na wiele się zda w obliczu paniki . Chociaż na płaszczyźnie teorii, naprawdę dużo się dziś nauczyłam. 
Yyyy...nie wiem do czego zmierzam . 
W każdym razie, po powrocie do domu, zamiast się zrelaksować , jak głupia zaczęłam dziś przeglądać rożne strony internetowe. Zamiast napisać o tym, o czym miałam dziś pisać, wymyśliłam se , że poszukam czegoś innego. Nie wiem po co, ani czemu.  Mówiąc szczerze, w dalszym ciągu nie jestem przekonana, czy strona na którą padło, to właśnie ten idealny temat na mój mały autystyczny dzień. Temat 'stacje metra na świecie' przypadł mi jednak do gustu. Wszak wielu autystyków z którymi się w życiu zetknęłam, kochało pociągi i inne  'fufy'. No to metro chyba da się podciągnąć pod to , nie ?

Macie tu zatem linka do strony w całości poświęconej 'subway'owi'.



Pierwsza myśl po wejściu na tą stronę to : 'O rany .To naprawdę imponujące'. Jeżeli ktoś akurat dzisiaj postanowił wybrać się w podróż dookoła świata i zamierza odwiedzić kilkadziesiąt wielkich miast, ta strona pozwoli mu na ściągnięcie wszystkich map metra jakie będą mu potrzebne.I zajmie mu to może 5 minut, bez zbędnego szperania po necie.

Zanim każecie mi spieprzać z takim niepotrzebnym badziewiem, zachęcę Was jednak do przejrzenia tej strony. Można tam np. napotkać ciekawostki typu  internetowa symulacja podróży po stacjach Pekinu. A to już jest bardziej cool.

Oj. Potrzebuję wakacji...

niedziela, 11 marca 2012

What is True Travellers Society?

Cóż to takiego jest to  ' True Travellers Society ' ? Zgadujcie.
- TTS to towarzystwo 'prawdziwych podróżników', czyli ludzi którzy przemierzyli Puszczę Amazońską i prawie wykorkowali na malarię gdzieś w Afryce - odpowie ktoś może.
Zimno zimno. Nic z tych rzeczy. 
Podpowiem. Chodzi o wolontariat. 

Stowarzyszenie Prawdziwych Podróżników , to organizacja, która powstała jako odpowiedź na ...  frustrację. Frustrację która narastała w ludziach , pod wpływem wzrastającej liczby pośredników, którzy wyciągają od wolontariuszy kasę za pełnione usługi ( czyli ciężką pracę) .  
Celem organizacji TTS jest umożliwienie łączności ludziom, którzy poszukują ciekawych,  BEZPŁATNYCH, bądź obciążonych symboliczną opłatą projektów zagranicznych.  Wymiana informacji jest darmowa, czyli aby przyłączyć się do TTS,  żadna ze stron ( ani wolontariusze ani pracodawcy, nie muszą płacić ani centa). 

 Oto adres do tej strony :




               A teraz trochę faktów , które udało mi się ustalić, po dogłębnej penetracji zawartości tej strony.  Po pierwsze : Na pewno jest użyteczna. Faktycznie TTS  umożliwia znalezienie wolontariatów bezpłatnych i takich za które płaci się 'niewielkie pieniądze'. Programy posegregowane są ładnie w grupy 'kontynentalne' . Mamy sobie sekcję ' Wolontariat w Azji' i w Afryce itd. Wolontariaty za które trzeba zapłacić są otagowane złowieszczym słowem 'fee'. Zajrzałam na detale jednego z projektów , za który się płaci , by orientacyjnie zobaczyć,  jakie są koszta. Cena faktycznie przystępna , dla kogoś kto mieszka w USA czy Anglii. 350 funtów za miesiąc może już jednak wydawać się ceną dosyć wysoką ,dla kogoś kto mieszka w Polsce. Ale nic to, zwyczajnie skupcie się w tedy na programach darmowych.
Strona ta jest niezwykle bogata w treść.  Co jest- oczywiście plusem- ale czasami , wbrew obiegowej opinii, od nadmiaru głowa może rozboleć . Poszczególne organizacje bowiem na stronie TTS jedynie zostawiają ogłoszenie z krótkim opisem działalności. Prawdziwe hocki klocki zaczynają się, kiedy zaczyna się zgłębiać zawartość stron poszczególnych organizacji. Co wybrać ?? O rany ! Dlatego żeby ułatwić Wam życie , jeżeli znajdę coś super ciekawego  na tej stronie, napiszę o tym na moim małym barakowym blogu. Mimo, że na razie się nigdzie nie wybieram, lubię przeglądać takie strony. Uspokaja mnie myśl, że jeżeli pewnego dnia znudzi mnie rzeczywistość, mogę zwyczajnie się spakować i wyjechać na Sri Lankę. Albo gdzieś. Nom . To tyle...

  

czwartek, 8 marca 2012

Mózg mi zabronił blogowania

Troszkę ostatnio zlewam mojego bloga. Nic na to nie poradzę. Wszystkiemu winny jest mój mózg. Mózg mój a także reszta ciała, skarży się ostatnio na straszną deprywację sensoryczną. Moje centrum dowodzenia zbuntowało się nieco i zabroniło mi wchodzić na komputer. Mózg mój zrobił się jakiś taki marudny i wybredny jak kobita w ciąży. Powiedział ostatnio tak:
' Skoro już musisz pracować 6 dni w tygodniu , to przynajmniej w czasie wolnym nakarm mnie czymś bardziej sensownym niż brednie z internetu '.
I tak dzisiaj  miałam rozkaz, żeby iść do parku na dłuuugi spacer a wczoraj musiałam iść do kina. Encefalon chciał bowiem  sobie przemielić jakieś obrazki z Indii.

Wybór padł na :
The Best Exotic Marigold Hotel


Oprócz przystojnego Dev Patela ( czyli 'Slumdoga') i fajnych zdjęć z Indii, cały film może pochwalić się dosyć przyzwoitą fabuła. Warto go obejrzeć. Wydaje mi się, że to jeden z tych kinematograficznych przyjemniaczków, do których chętnie wraca się czasem . Nawet kilkakrotnie.  

Dla jeszcze większej zachęty dodaję zwiastun :


Wiem, że dzisiaj znów się nie wysiliłam , ale być może niebawem nastrój mi się zmieni i będę tu śmigać mega twórcze elaboraty. Bo jak powiedziano w omawianym filmie ...

"Everything will be okay in the end. If its not okay, its not the end."

 

poniedziałek, 5 marca 2012

Wieś Woroniec.

      To będzie post z serii obrazkowej. Jeden z tych ' nie mam czasu na dorobienie dziś tekstu'. Ale o jednym muszę koniecznie wspomnieć. W rumuńskie wsi Woroniec ( tej w której zwiedzaliśmy piękny monaster ) doznaliśmy małego szokingu. Pozytywnego. Spragnieni byliśmy gorącej kawy, a tu nagle jak na zawołanie ( a to się rzadko w życiu zdarza),  na horyzoncie pojawiła jakaś mała lokalna knajpa. Przestąpiliśmy jej próg i ujrzeliśmy kobietę- jak to się dziś ładnie mówi- dojrzałą. Myślimy se zatem- ' EE trzeba będzie trochę  pomachać rękami przy zamówieniu, bo z osobą w jej wieku  raczej zachodnioeuropejskiej mowy próbować nie będziemy'. Zanim jednak zdążyliśmy cokolwiek zrobić, kobitka zapytała nas czystą ( chociaż naznaczoną mocnym akcentem) polszczyzną " Czego się państwo napiją? ". No to my na to " ????". Pani pośpieszyła z wyjaśnieniem, że jej dziadowie byli Polakami . No to super zatem. Tak to ja mogę podróżować :)

Dodaję dziś zdjęcia z wioski Woroniec , bo przepiękna ona jest. Cały spacerek z Gury Humora do Voronet  ( i z powrotem ) był bardzo bajkowym doświadczeniem.












piątek, 2 marca 2012

Coś ładnego.

               Powróćmy do Rumunii . Mimo komiczno- pechowego przebiegu oraz prędkiego powrotu do Polski , udało mi się tam zobaczyć coś, co zawsze chciałam ujrzeć. Miałam 23 lata , gdy pewnego dnia na necie trafiłam na zdjęcie Monasteru Voronet. Piękno tej budowli tak podziałało na mój mózg , że gały przykleiły mi się do monitora na dobre 15 minut, a szczęka spoczywała sobie dostojnie na klawiaturze przez minut co najmniej 10. Wtedy też troszkę zniechęciła mnie lokalizacja monasteru. Ponieważ Voronet postawiony został gdzieś w środku rumuńskiego niebytu , pomyślałam sobie, że nigdy tam nie dotrę. Nic bardziej mylnego.
Zasada nr 1:
Jeżeli coś znajduję się na liście UNESCO, to dostać się tam jest zawsze łatwo, a w koło kwitnie biznes turystyczny , wszędzie są hotele sklepy i restauracje. 
A jak dokładnie dostać się do Voronet? Najpierw trzeba się przedostać z Suczawy do miejsca zwanego Gura Humora ( z rumuńska - Gura Humorului). Busów kursuje dużo. Tam noclegowni jest od cholery i sklepy są itd. A potem ( najlepiej na piechotkę, bo okolica jest cudowna) należy podążyć w kierunku wioski Woroniec i już jesteśmy na miejscu. Z buta , cała wyprawa trwa jakąś godzinkę. Oznakowanie jest czytelne i nie idzie się pogubić. 

A oto co ujrzycie na miejscu :














-------------------------------------------------
Chyba to tyle na dzisiaj, bo coś mi internet stęka , co przyprawia mnie o irytację i zaraz walnę laptopem o ścianę :/