Alternatywny nagłówek brzmiał 'O tym, że wiedza faktycznie się opłaca ' . W końcu dokonałam wyboru. Nie wiem po co o tym piszę, skoro to w sumie nie jest zbyt istotne.
Dziś będzie o zależności między tanim podróżowaniem a ...dilerką. Wcale jednak nie chodzi o pogwałcenie praw. Chodzi o ...handel antykami. Zamierzam tutaj teraz wyskoczyć z tezą, że 'każdy niskobudżetowy podróżnik , winien zarazem być handlarzem'. Aby to udowodnić, posłużę się przykładem Henrego.
Pan H. na co dzień mieszka w Anglii , ale pewnego dnia zapragną wybrać się do Jordanii. Ze mną. Bilet w dwie strony kosztował go 150 funtów( w miarę tanio nawiasem mówiąc). Jego misją poza zobaczeniem Petry i innych zabytków , było zrobienie jakiegoś dobrego interesu. Założył, że na Bliskim Wschodzie prawdopodobnie kupi coś co w Anglii przyniesie mu profit. I nie pomylił się. W Ammanie znaleźliśmy niezwykły sklep ze starociami. Był olbrzymi! Zawierał wszystko, od dywanów, przez meble na porcelanie i biżuterii skończywszy. Henry skupił się na malutkich, łatwych do przewiezienia przedmiotach. Kupił ich kilka i wszystkie przyniosły mu zysk. Żeby jednak nie przynudzać wyliczeniami matematycznymi , napiszę tylko że JEDEN przedmiot ( malutka nefrytowa płaskorzeźba) 'zasponsorował' mu CAŁY przelot. A nawet więcej. To miniaturowe chińskie dzieło zostało zakupione za 30 funtów. W Anglii sprzedane zostało za 300 funtów. Nieźle co ? Morał : przywiezieni kliku cennych przedmiotów może zwrócić koszty nawet bardzo drogiej wycieczki. Jedyny problem jest taki, że aby zostać hybrydą backpackera i dilera, trzeba posiadać naprawdę dużą wiedzę. Ja jej nie posiadam niestety . A przydało by się...
Oto wspomniana płaskorzeźba :
I inne cudeńka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz