No to lecimy z fotkami :
Świat w zasięgu ręki … Blog stworzony z myślą o osobach szukających informacji i inspiracji dla dalekich podróży.Blog zawiera praktyczne informacje dotyczące tanich sposobów przemieszczania się, darmowych noclegów, programów wolontaryjnych dających możliwość spełnienia marzeń o podróżach i darmowej edukacji. Będzie też o pracy, kuchni, kulturze i trudno mi przewidzieć o czym jeszcze:)
Dane Kontaktowe
Zapraszam wszystkich zainteresowanych do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, uwagami i doświadczeniem.
Czekam także na Waszą pomoc przy tworzeniu tego bloga.
Jeżeli posiadacie jakieś ciekawe sugestie, przemyślenia albo informacje związane z poruszaną przeze mnie tematyką - proszę, podzielcie się nimi ze mną. Chętnie o tym napiszę.
Dane kontaktowe :
gobarakago@gmail.com
Czekam także na Waszą pomoc przy tworzeniu tego bloga.
Jeżeli posiadacie jakieś ciekawe sugestie, przemyślenia albo informacje związane z poruszaną przeze mnie tematyką - proszę, podzielcie się nimi ze mną. Chętnie o tym napiszę.
Dane kontaktowe :
gobarakago@gmail.com
niedziela, 31 marca 2013
Día de los Muertos
O tym, że mieszkańcy Meksyku są dosyć dobrze oswojeni ze śmiercią , wiemy chyba wszyscy. Dzień Zmarłych w tym kraju przypada na 1-2 listopada. Dlatego też , jeżeli chodzi Wam po głowie wycieczka w te rejony, to zadbajcie o to, aby znaleźć się tam w tych okolicach czasowych. Z resztą ta data jest jak najbardziej na rękę. W Europie w tym okresie powoli rozgaszcza się zima, a tam na drugim końcu świata akurat kończy się, trwająca od maja do października pora deszczowa. Obrazy radosnych czaszek, na pewno w przeszłości obiły Wam się o oczy. Dobrych klimatów jednak w życiu nigdy dość, zwłaszcza jeżeli chodzi o taki ciężki temat jak śmierć.
czwartek, 28 marca 2013
Winna czy niewinna ?
Czasami czuję się winna. Winna temu, że mój mały poradnikowo-podróżniczy blog, jest jednocześnie miejscem, w którym ciągle nawijam o tym, jak to na nic nie mam czasu. Wchodzicie tu i chcecie pewnie poczytać o czymś ciekawym.Tymczasem ogromny procent moich tekstów, skupia się wokół moich wyścigów z czasem. Anyway. Pomyślałam sobie, że to niedobrze, że ja tak zapierdykam, a inni się lenią ( może wcale tak nie jest, ale skąd ja mam o tym wiedzieć ?). Postanowiłam zatem wysłać Was wszystkich do robót publicznych zagranicznych. Od dzisiaj nie ma wymówek ! Wszyscy składacie aplikacje i jedziecie ! Zarabiacie, a potem razem jedziemy na wakacje. Żeby nie było, że chcecie ,ale nie wiecie jak, to zapraszam tutaj : http://www.greycoatlumleys.co.uk/ To jest bardzo , bardzo fajna strona. Rekrutacji podlegają niańki, gosposie, kucharze, ogrodnicy. Znajdzie się też coś dla osób zainteresowanych pracą w kurortach narciarskich. Na tym nie koniec. Lista oferowanych prac jest długa i składa się aż z 19 różnych podkategorii. Każdy chętny znajdzie coś dla siebie. Generalnie to tylko się spakować i jechać. To kiedy jedziemy na ten urlop ??
P.s.
Minusem tej agencji ( czy jak to tam nazwiecie) są pewne ograniczenia. Prawie wszystkie pozycje zlokalizowane są w Anglii, Walii i Szkocji. W sumie to już sam adres strony, zakończony co.uk wskazuje, że na Majorkę się tędy nie wyślecie. Zauważcie jednak, że napisałam wcześniej 'prawie wszystkie pozycje'. Na tej stronie trafiłam też na oferty pracy w innych krajach- tyczy się to głównie nianiek :)Powodzenia zatem.
P.s.
Minusem tej agencji ( czy jak to tam nazwiecie) są pewne ograniczenia. Prawie wszystkie pozycje zlokalizowane są w Anglii, Walii i Szkocji. W sumie to już sam adres strony, zakończony co.uk wskazuje, że na Majorkę się tędy nie wyślecie. Zauważcie jednak, że napisałam wcześniej 'prawie wszystkie pozycje'. Na tej stronie trafiłam też na oferty pracy w innych krajach- tyczy się to głównie nianiek :)Powodzenia zatem.
niedziela, 24 marca 2013
Złe przypadki
Pomysły na wpisy blogowe pojawiają się w moim umyśle w
sposób bardzo rozmaity. Oczywiście
staram się pisać o sprawach interesujących dla internautów, a nie tylko nawijać
o tym, co pochłania mnie samą. Często zatem kieruję się wyrazami i frazami
widniejącymi na liście źródeł ruchu sieciowego bloga. Ludzie docierają do mnie
, bo poszukują odpowiedzi na bardzo konkretne i często powtarzające się
pytania. Jednym z tematów ‘top ten’ ( a
nawet rzekłabym, że top five) jest ‘couchsurfing i niebezpieczeństwa’.
Ja sama na tej płaszczyźnie nigdy żadnych problemów nie
miałam. Obudził się jednak we mnie duch
akademicki i postanowiłam zrobić małe
pseudonaukowe dochodzenie . Oczywiście czasu miałam jedynie na tyle, aby
przejrzeć zasoby internetowe. Najpierw
wzięła się za polską cyberprzestrzeń.
Nie znalazłam wprawdzie niczego bardzo niepokojącego ( zabójstwa ,
kradzieże , pobicia), natomiast
natknęłam się wiele opinii , burzący radosny obraz tego popularnego serwisu. Działalność couchsurferów nie przypadła do gustu całkiem
sporej grupie podróżników. Jako
przekład, przytoczę tutaj zgrabnie skonstruowaną wypowiedź jednej z
forumowiczek :
‘Teoretycznie "możliwość
wymiany kulturowej i darmowego noclegu" w CS brzmi świetnie. A w praktyce
to ja wolę zapłacić za hotel i mieć święty spokój, bo nie spotkałam w CS
nikogo, z kim rozmowa byłaby ciekawa i mogłabym się czegoś dowiedzieć. Wszystko
sprowadzało się zawsze do ochlaju i głupiej gadki ludzi sfrustrowanych tym, że
żyją w kraju, którego nie lubią, a ugoszczenie obcokrajowców ma im polepszyć
samopoczucie. To, co reklamowane jest jako zaleta CS, czyli "lokalsi
pokażą ci miejsca, o których nie piszą w przewodnikach", jest niestety
prawdą. Oni rzeczywiście pokazują takie miejsca, ale ja akurat wcale ich nie
chcę oglądać, bo to naprawdę nic ciekawego. Darmocha nie jest dla mnie żadną
pokusą, żeby się męczyć z ludźmi, których nie trawię. Zaznaczam, że zdarzyło mi
się kilkakrotnie podczas podróży mieszkać u lokalnych ludzi w prywatnych
mieszkaniach, ale było to na zaproszenie osób, które poznałam przypadkiem,
osoby te spodobały mi się, i to ja wybrałam, że u nich będę
mieszkać...”
Jej wypowiedź jest jedynie jedną z licznych, w zarzuconym przez kogoś temacie na travelbitowym
forum. Całą dyskusję możecie prześledzić tutaj : http://www.travelbit.pl/forum/viewtopic.php?f=37&t=24452&hilit=couchsurfing
No dobrze. Po tym jak już zaliczyłam polski ruch
antycouchowy, postanowiłam obadać jak się mają nastroje międzynarodowe.
Sięgnęłam zatem do bezmiaru jakim są anglojęzyczne zasoby sieciowe. No i zaczęło się narzekanie. Narzekanie miało identyczne podłoże jak w
kraju nad Wisłą. Było tego jednak znacznie więcej. Dotarłam nawet do adresu facebookowego pod tytułem ‘Bad
experiences with Couchsurfing: the dark side (http://www.facebook.com/pages/Bad-experiences-with-Couchsurfing-the-dark-side/177077198987812)
Zamiast
łapać się za głowę celem wyrażenia dezaprobaty pod tytułem ‘czego to ludzie nie
wymyślą’ , dokładnie przyjrzałam się wszystkim zarzutom. W zamieszczonych
artykułach i linkach głównie przeważały zdania, że couchsurferzy to banda świrów.
Oberwało się głównie tym, którzy… są najbardziej aktywni i przyjmują najwięcej
gości. Okazało się, że wysoko prawdopodobne jest, że taka osoba jest społecznie
niedojrzała i nie odróżnia wieloletniej przyjaźni od dopiero rozpoczętej znajomości,
dlatego też może być potencjalnie bardzo szkodliwa.
Reasumując
dzisiejszy wpis. CS jest bezpieczny. Nie jest jednak dla wszystkich. Zwolennicy
tego podróżowania, bronią się zażarcie i twierdzą, że to się albo czuje i lubi
albo nie. Jeżeli z natury jesteś osobą, którą różne nietypowe ludzkie
zachowania wprawiają w zakłopotanie… profilaktycznie sobie to odpuść. Chociaż z
drugiej strony..dlaczego wszystkiego w życiu nie spróbować.
Na koniec
polecam zabawny artykuł pod tytułem ‘Couch Surfing. Pięciu gospodarzy, na
których lepiej uważać ‘: http://thoughtcatalog.com/2011/couch-surfing-5-hosts-to-watch-out-for/
środa, 20 marca 2013
Między przeszłością a przyszłością
Fajne są te zdjęciowe retrospekcje, nierozłącznie związane z aktywnością blogotwórczą. Się tu chwale i pokazuję różne rzeczy, a przy tej okazji zawsze przenoszę się myślami do dawnych chwil. Wklejając zdjęcia, przez moment mam czas na kontemplacje mej radosnej przeszłości. Problem jednak jest taki, że osoby obdarzone naturą szwendacza , rzadko doznają poczucia spełnienia. Zawsze chce się więcej, dłużej i dalej.
I tak właśnie , ja dzisiaj cały dzień myślę o tym, że chcę jechać do Nepalu. Do Nepalu jechać chciałam zawsze, a dzisiaj chcę tego akurat bardziej niż czegokolwiek. Może ktoś z Was ma trochę zupełnie niepotrzebnych pieniędzy i mnie wspomoże ? Nie? Hmm..zawsze warto zapytać.
Pokażę Wam , co tak bardzo rozbudziło mój apetyt. Odbiło mi tak za sprawą tej skromnej wirtualnej wycieczki po klasztorze Tengbocze w Nepalu. Nie wiele trzeba aby człowiek zwariował.
To tyle o przyszłości. Co do przeszłości - dziś dodaję kolejne zdjęcia z Campeche, które nie wszędzie jest takie wypucowane.
I tak właśnie , ja dzisiaj cały dzień myślę o tym, że chcę jechać do Nepalu. Do Nepalu jechać chciałam zawsze, a dzisiaj chcę tego akurat bardziej niż czegokolwiek. Może ktoś z Was ma trochę zupełnie niepotrzebnych pieniędzy i mnie wspomoże ? Nie? Hmm..zawsze warto zapytać.
Pokażę Wam , co tak bardzo rozbudziło mój apetyt. Odbiło mi tak za sprawą tej skromnej wirtualnej wycieczki po klasztorze Tengbocze w Nepalu. Nie wiele trzeba aby człowiek zwariował.
To tyle o przyszłości. Co do przeszłości - dziś dodaję kolejne zdjęcia z Campeche, które nie wszędzie jest takie wypucowane.
niedziela, 17 marca 2013
Czy to by pasowało ?
Uwielbiam kolorowe i/lub orientalnie dekorowane domy. Jeżeli chodzi o architekturę jestem zachłanną kosmopolitką. Jednym z głównych celów moich podróży jest podglądanie i przenoszenie tych podpatrzonych nowości na grunt mojego prywatnego życia. O ile łatwo odtworzyć jest dajmy na to rożne potrawy , o tyle skopiowanie nieskrępowanego luzu, charakteryzującego pewne nacje, nie jest już takie łatwe. A jak to jest z budownictwem ? Czy zachwycając się niesamowitymi kolorami , czy też romantycznymi zdobieniami , powinniśmy jednocześnie tworzyć wizję naszego własnego domu, w oparciu to co widzimy gdzieś na końcu świata? Czy np. w kraju takim jak Anglia, próba odtworzenia meksykańskiej żółci , nie da efektu groteski ? W świecie ciągłego deszczu, piękne złote wykończenia ala azjatyckie świątynie, nie będą przecież pięknie lśnić. A zatem czy warto ? Czy to w ogóle pasuje ? Jak znaleźć dobry balans między marzeniami z tysiąca i jednej nocy , a europejskim stylem nowoczesnym ? Popatrzmy na barwne Campeche i pomyślmy....
Hostel |
czwartek, 14 marca 2013
Konkurs
Panie i Panowie. Doczekaliście się pierwszego konkursu z nagrodami. Oczywiście nie ja je funduję :P Moje ulubione życiowe powiedzenie: "Ja stawiam, Ty płacisz" obowiązuje i na blogu. Po tym jak już wyszłam na bezczelną małpę, przybliżę Wam szczegóły.
Konkurs organizują moi przyjaciele Egzotyczni . Zgarnąć można cudownie przyjazny dla oka album Beaty Pawlikowskiej.
Co trzeba zrobić?
Konkurs organizują moi przyjaciele Egzotyczni . Zgarnąć można cudownie przyjazny dla oka album Beaty Pawlikowskiej.
Co trzeba zrobić?
1. Wybierz fotkę, którą zrobiłeś najciekawszej potrawie z jaką spotkałeś się w podróży
2. Opisz co to za potrawa, gdzie ją namierzyłeś, smakowała czy nie
3.Wyślij całość na adres e-mail konkurs@egzotyczni.pl
Podana przeze mnie instrukcja, jest wersja skrótową. Cały regulamin i warunki uczestnictwa dostępne są tutaj :
http://www.facebook.com/Egzotyczni/app_186268111422317
Powodzenia !!
poniedziałek, 11 marca 2013
Samsary dwie
Kiedyś tam , nie tak dawno, kumpel podesłał mi linka do zwiastuna filmu 'Samsara'. Słusznie wywnioskował, że kolejny film reżysera "Baraki", zrobi na mnie pozytywne wrażenie. Czego nie wiedział, to tego iż filmy o tym tytule są dwa. Jeden- ten 'barakopodobny' z 2011 roku. Drugi- to rozgrywający się w Himalajach melodramat. Rok produkcji 2001.
"Samsara" nr 1- ta w reżyserii Rona Fricke spodobała mi się bardzo. Szczególnie początek. Potem jednak było już przewidywalnie , a momentami nawet nudnawo. Niemniej jednak obejrzeć warto.
"Samsara " nr 2 natomiast rozłożyła mnie na łopatki. Głównym atutem filmu są zapierające dech w piersiach zdjęcia. Dla tych dla których ładne krajobrazy to za mało, dodam iż fabuła też jest niczego sobie. A co najlepsze , film możecie obejrzeć już dziś na youtube ( z napisami polskimi).
Miłego oglądania:
"Samsara" nr 1- ta w reżyserii Rona Fricke spodobała mi się bardzo. Szczególnie początek. Potem jednak było już przewidywalnie , a momentami nawet nudnawo. Niemniej jednak obejrzeć warto.
"Samsara " nr 2 natomiast rozłożyła mnie na łopatki. Głównym atutem filmu są zapierające dech w piersiach zdjęcia. Dla tych dla których ładne krajobrazy to za mało, dodam iż fabuła też jest niczego sobie. A co najlepsze , film możecie obejrzeć już dziś na youtube ( z napisami polskimi).
Miłego oglądania:
sobota, 9 marca 2013
Uprzejmie donoszę
Helloł.
Nie wiem jak zacząć mojego dzisiejszego posta. Zapytam zatem może na początek, czy 190 euro to Waszym zdaniem dużo , czy mało? Pytam tak sobie, bo znalazłam dosyć fajny program dla wolontariuszy, ale tym razem proponowany przeze mnie projekt obciążony jest opłatą administracyjną. Wiem, że miałam tu na blogu promować głównie programy darmowe, ale nie linczujcie mnie, proszę. Usprawiedliwię się tym, że 190 euro to nie 1000 euro, a taka jest standardowa cena, narzucana przez agencje zajmujące się volunturismem. Poza tym to pokrywa już koszty spania i wyżywienia, a także trening przez rozpoczęciem pracy. Głównym powodem dla którego postanowiłam napisać o tym projekcie jest lokalizacja. Do Maroka łatwiej jest się bowiem dostać niż do Boliwii czy też Tanzanii. Albo do Indii. Jeżeli zatem na Twojej 'liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią' znajduje się praca społeczna w wydaniu zagranicznym, dlaczego nie zdecydować się tym razem ?
Jeżeli masz 18-35 lat, mówisz po angielsku i/lub francusku- to jest szansa dla Ciebie. Jeżeli kochasz ludzi i fascynuje Cię Maroko, zapraszam w imieniu organizacji AUVAS :
Na zachętę dodam jeszcze , że daty tego ciekawego workcampu przypadają na miesiące letnie, a zatem jest to idealny okres również dla studentów.
Nie wiem jak zacząć mojego dzisiejszego posta. Zapytam zatem może na początek, czy 190 euro to Waszym zdaniem dużo , czy mało? Pytam tak sobie, bo znalazłam dosyć fajny program dla wolontariuszy, ale tym razem proponowany przeze mnie projekt obciążony jest opłatą administracyjną. Wiem, że miałam tu na blogu promować głównie programy darmowe, ale nie linczujcie mnie, proszę. Usprawiedliwię się tym, że 190 euro to nie 1000 euro, a taka jest standardowa cena, narzucana przez agencje zajmujące się volunturismem. Poza tym to pokrywa już koszty spania i wyżywienia, a także trening przez rozpoczęciem pracy. Głównym powodem dla którego postanowiłam napisać o tym projekcie jest lokalizacja. Do Maroka łatwiej jest się bowiem dostać niż do Boliwii czy też Tanzanii. Albo do Indii. Jeżeli zatem na Twojej 'liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią' znajduje się praca społeczna w wydaniu zagranicznym, dlaczego nie zdecydować się tym razem ?
Jeżeli masz 18-35 lat, mówisz po angielsku i/lub francusku- to jest szansa dla Ciebie. Jeżeli kochasz ludzi i fascynuje Cię Maroko, zapraszam w imieniu organizacji AUVAS :
środa, 6 marca 2013
Campeche
Meksykańskie Campeche to jedno z tych miejsc , które się bardzo podobają , albo nie podobają się wcale. Ciężko o cokolwiek pośrodku. Miasto to na pewno spodoba się ludziom , którzy cenią sobie czystość i porządek. Jest tam bardzo uroczo, kolorowo i spokojnie. Jedyny problem jest taki, że osoby wyprawiający się za ocean, pokonują tę wielką odległość ( co wiąże się też z niemałymi kosztami), zwykle po to aby doświadczyć czegoś bardziej niezwykłego. Ludzie, którzy jadą do Meksyku po etniczną różnorodność, do Campeche mogą nie zaglądać wcale. Lepiej od razu jechać do Chiapas. W sumie to dzisiaj mam tylko tyle do obwieszczenia. Pozdrawiam!
niedziela, 3 marca 2013
Post napisany w otchłani
Budzik zadzwonił dziś o 6:20. Otworzyłam oczy i naszło mnie pytanie : "Gdzie ja właściwie jestem?". Bolące gardło i mięśnie, gile u nosa i ta charakterystyczna niechęć do wszystkiego. Tak. Już wiedziałam , że jestem w samym środku Zimowej Depresji. Mimo, iż zima ma się- miejmy nadzieję- ku końcowi, ja mam wrażenie , że słońce już nigdy nie wyjdzie zza chmur i ptaki już nigdy nie zaśpiewają. Czy Wy też tak czasem macie ? Co gorsza do jakichkolwiek dłuższych wakacji mam daleko. W tym roku stać mnie tylko na dwa krótkie wypady ( Bułgaria i Włochy). Wakacje dłuższe niż miesiąc stoją pod wielkim znakiem zapytania w perspektywie co najmniej ponadrocznej. Możliwe, że w tym czasie zdechnę i nie będzie już bloga. W takim razie póki żyję, dodaję tu to co mam. Ponieważ dzisiejsza warstwa tekstowa była taka mroczna, przynajmniej komponent wizualny będzie bardzie uroczy. Oto skąpanie w słońcu meksykańskie Campeche. Cmok :*
Teraz ktoś pewnie zawoła, że takie podobne to my mamy w Krakowie. Ano mamy faktycznie :) |
Subskrybuj:
Posty (Atom)