Po pierwsze ustalmy ....Pierwszy wyjazd = nieskomplikowana praca. Na ogół. Pomijam lekarzy i innych mega specjalistów , którzy oczywiście też wyjeżdżają. Ale tacy pewnie nie zaglądają na mego skromnego bloga. Weźmy więc zatem taką au-pairkę , która ma się opiekować dziećmi. Jak to naprawdę jest z tymi wymogami językowymi w takim przypadku ?
Jak zawsze obowiązuje zasada- im więcej tym lepiej. Lepsza znajomość język pozwali uniknąć wielu stresów i poczucia kompromitacji. Niemniej jednak... ja uważam , że nawet osoba na poziomie początkowym sobie poradzi.
Żeby nie było, że wstawiam tu jakieś nadmiernie optymistyczne dyrdymały, powołam się na nazwisko : Jean-Paul Nerrière. W sumie to nic zupełnie o nim wiem poza tym, że stworzył on język zwany GLOBISH. Sam twórca przyznaje , że 'globish' to właściwie nawet nie jest język. Jest to raczej narzędzie, a dokładnie uniwersalny środek międzynarodowej komunikacji. Koncepcja zrobiła się w czasie podróży biznesowych i zakłada, że do komunikacji ( NIE ROZMOWY) wystarczy znajomość podstawowych form gramatycznych , oraz słownika liczącego zaledwie 1500 słów.
Globish ( czyli global English) to temat rzeka. Jeżeli ktoś uważa temat za godny zglebienia, odsyłam do następujących stron :
http://jezyki.eurostudent.pl/poradnik.php?ns=allnws&nwsid=23
http://www.presseurop.eu/pl/content/article/224041-angielski-umarl-niech-zyje-globish
A oto słownik 'globishowy':
http://www.jpn-globish.com/file/1500motsGlobish.pdf
To tyle ode mnie o tym 'narzędziu'. Zmierzam do tego, że ludzie, którzy wahają się czy poradzą sobie za granicą ze sowim 'kiepskim językiem' , powinni podejść do tego zagadnienia w miarę optymistycznie. Jeżeli dana osoba jest młoda , przeciętnie zdolna ( nie trzeba nic ponad to) i chętna do dalszej nauki, bez problemu poradzi sobie na początku z ograniczonym słownikiem i marną gramatyką.
Żeby jednak post dzisiejszy nie był nadto 'różowy' i nierozważnie pozytywny trzeba też wspomnieć o pewnych niuansach .
Po pierwsze : od komunikacji do konwersacji naprawdę daleka jest droga! Mimo, że z takim poziomem języka można 'dać sobie radę', to trzeba spodziewać się , że przez pierwsze miesiące będzie się czuło za granicą nieswojo. Bardzo ograniczy to możliwości budowania życia towarzyskiego, co w efekcie okaże się raczej dołujące. Załatwianie prostych formalności może w takim wypadku też łączyć się z jakimś stresem. Niemniej jednak podkreślam ...że i ten trudny czas minie :) Wcześniej czy później język się poprawia i wtedy czuje się dumę i zadowolenie .
Więc namawiam : nawet jeśli nie jesteście pewni swoich umiejętności - rzućcie się na głęboką wodę. Ja wierzę, że człowiek ma naturalny dar pływania ....
ja się rzuciłam i pływam, ale z francuskim tego nie zrobię :P
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSam wyjazd za granicę nie jest taki straszny i jeśli ktoś boi się rozmawiać w danym języku obcym to wystarczy się przełamać. Warto jest również po prostu pojechać gdzieś na wakacje aby czasami odpocząć od codzienności. Ja jestem zwolennikiem posiadania przy sobie odpowiedniego ubezpieczenia turystycznego https://kioskpolis.pl/ubezpieczenia-turystyczne/ ponieważ każda wyprawa turystyczna niech odbędzie się w bezpieczny sposób.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem warto sprawdzić ubezpieczenia turystyczne tu https://rankomat.pl/kalkulator/ubezpieczenia-turystyczne/
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst, fajnie jest w praktyce wypróbować znajomość języka, który uczyliśmy się już jakiś czas. Ja np. lubię podróżować własnym autem, wtedy możemy mieć kontakt z ludźmi cały czas. A tylko musimy pamiętać o OC, ja swoje znalazłam tutaj - https://ubezpieczamy-auto.pl/
OdpowiedzUsuńSuper wpis. Pozdrawiam i czekam na więcej.
OdpowiedzUsuń