Lotnisko w Detroit und ich. Czy dobrze odegrałam zatroskanie ? |
Świat w zasięgu ręki … Blog stworzony z myślą o osobach szukających informacji i inspiracji dla dalekich podróży.Blog zawiera praktyczne informacje dotyczące tanich sposobów przemieszczania się, darmowych noclegów, programów wolontaryjnych dających możliwość spełnienia marzeń o podróżach i darmowej edukacji. Będzie też o pracy, kuchni, kulturze i trudno mi przewidzieć o czym jeszcze:)
Dane Kontaktowe
Zapraszam wszystkich zainteresowanych do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, uwagami i doświadczeniem.
Czekam także na Waszą pomoc przy tworzeniu tego bloga.
Jeżeli posiadacie jakieś ciekawe sugestie, przemyślenia albo informacje związane z poruszaną przeze mnie tematyką - proszę, podzielcie się nimi ze mną. Chętnie o tym napiszę.
Dane kontaktowe :
gobarakago@gmail.com
Czekam także na Waszą pomoc przy tworzeniu tego bloga.
Jeżeli posiadacie jakieś ciekawe sugestie, przemyślenia albo informacje związane z poruszaną przeze mnie tematyką - proszę, podzielcie się nimi ze mną. Chętnie o tym napiszę.
Dane kontaktowe :
gobarakago@gmail.com
wtorek, 2 sierpnia 2011
Poleciałam
A raczej tytuł powinien brzmieć następująco : 'Poleciałam i zaczęły się pierwsze kłopoty'. Moja zaoceaniczna podróż wiodła z Warszawy przez Amsterdam i Detroit , a kres tym podróżniczym cierpieniom miało położyć lądowanie w Richmond. Troszkę mnie ta trasa zdziwiła. Zawsze wydawało mi się, że polecę do Nowego Yorku i tam zaliczę jakieś spotkanie w hotelu o charakterze informacyjnym. Taką wersję sprzedał mi kolega. Ale nie. Nic takiego nie miało miejsca. Całą podróż nie spałam z powodu ekscytacji ! Okazało się to błogosławieństwem, bo dzięki temu nie zauważyłam przejścia w inna strefę czasową. Jak już dotarłam na miejsce przeznaczenia ( była wtedy noc) byłam tak zmaltretowana wszystkim, że padłam na pysk. Wspomniałam coś niecoś o kłopotach. Po wylądowaniu w Detroit okazało się, że nie ma mojego bagażu! Ał, zła to była wiadomość. Jednak (ciężko nawet mi samej w to uwierzyć) przyjęłam to w miarę spokojnie. Prawdopodobnie byłam już tak zmęczona wielogodzinnym lotem, że niewiele było w stanie mną wstrząsnąć. Na lotnisku zapewniono mnie, że bagaż się znajdzie niebawem . Zapewniono mnie też ( w ramach ukojenia, chociaż osoby które planują podróż do USA pewnie się tym nie ucieszą), że takie rzeczy zdarzają się nagminnie i oni wiedzą jak sobie z tym radzić ;) No cóż. Nie pozostało mi nic innego , tylko posłusznie ruszyć w dalszą drogę do Richmond bez mego dobytku. Przez 2 czy 3 dni ( nie pamiętam teraz dokładnie) hasałam w pożyczonych gaciach i podkradłam (za przyzwoleniem ) pastę do zębów od życzliwych bliźnich. W końcu oddali mi plecak. Co nie znaczy , że problemy na kampie się skończyły....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oj,współczuję. Ja bym się załamała gdyby mój bagaż zaginął :)
OdpowiedzUsuńzawsze się śmieję z paniki ludzi, jak jeszcze nie ma wszystkich toreb na taśmie a już panikują, że ich bagażu nie ma :P
OdpowiedzUsuńMonia -> ważne , że strata nie była nieodwracalna i że moja rzeczy do mnie wróciły.
OdpowiedzUsuńA Ty Dosiunia się nie natrząsaj z biednych ludzi, którzy być może ( tak jak ja)w przeszłości przeżyli traumę bagażową :P