Heh. Tak sobie dziś pomyślałam, że moja retrospekcja na temat Ameryki była troszkę mało subtelna. Momentami zahaczała nawet o jakąś próbę terapii poprzez wyżalenie. Zwłaszcza informacje dotyczące pracy były przedstawione w sposób lekko brutalny. Koniecznie muszę więc dopisać mały Happy End.
Ostatecznie bowiem wcale aż tak koszmarnie nie było. Praca- mimo , że naprawdę ciężka przynosiła mi dużo satysfakcji. Jestem w 100% pewna , że gdyby zminimalizować liczbę godzin, które musiałam przepracować każdego dnia, nie miałabym żadnych powodów do narzekań. Moi niepełnosprawni podopieczni byli wspaniali i naprawdę dobrze się bawiłam do czasu, kiedy to przepracowanie zaczęło dawać o sobie znać. Gdyby nie brak snu, mogłabym śmiało powiedzieć, że była to jedna z fajniejszych prac jakie w życiu miałam. Mój czas w Ameryce był dobrą lekcją dyscypliny. No i - dobrze jest w sumie poznać na czym polega prawdziwa harówka.
Poza tym poznałam fajnych ludzi, a także , co niezwykle istotne - gdyby nie Camp America nigdy nie miałabym okazji wyruszyć w jedną z najbardziej niezwykłych podróży mojego życia.O moich przeżyciach związanych z tą wyprawą opowiem niebawem.
Dziś wrzucam parę zdjęć z Waszyngtonu. Postanowiłam je wpleść w temat ' Camp America' nie jest takie straszne, ponieważ to nasz miły pracodawca zorganizował dla nas tą wycieczkę. Jest to ostateczny dowód na to, że pracownicy amerykańskich obozów letnich są traktowani jak ludzie a szefowie amerykańscy to nie banda gestapowców.
Przed Białym Domem |
Lincoln Memorial |
Waszyngtoński Kapitol |
Ulice Waszyngtonu |
P.S.
Nie wstąpił we mnie nagle duch narcyzmu. Nie dlatego widnieję na niemal każdej fotce. Niestety nie mam, na obecnie używanym laptopie zbyt wielu zdjęć z USA . Wszystko zostało gdzieś na płytach daleko, daleko w Polsce. Dysponuję zatem ograniczonym wyborem fotografii , i tak się jakoś składa , że jestem niemal na każdym zdjęciu. Sorry...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz