Chociaż w sumie, to nie pisałam za wiele o regułach , które rządzą ammańskim transportem publicznym.
Zacznę może od tego jak dostałam się z lotniska do hostelu. Na trasie lotnisko- centrum miasta kursują autobusy, ale rzadko. Ja wylądowałam w Jordanii w godzinach nocnych , więc już w ogóle był dramat. Na szczęście jakiś angielski turysta zauważył nasze ( moją i Henrego) białe twarze i słusznie wywnioskował, że chętnie podzielimy się z nim kosztami przejazdu taksówką. I tak oto 'kosmiczna cena' , podzielona między trzy osoby stała się 'ceną przystępną'.
Taksówki w Ammanie są wszędzie. Korzystanie z nich , zwłaszcza jeżeli podróżujemy w 2-3 osoby nie jest wcale drogie. Ale trzeba pamiętać o kilku kwestiach. Po pierwsze - zawsze domagajcie się włączenia taksometru. W Ammanie zdarzyło mi się wysiadać i ostentacyjnie trzaskać drzwiami, bo kierowca zapomniał o tym drobnym szczególe. Poza tym, taksówkarze ciągle zaczepiają białych turystów i na chama wmawiają im, że miejsce do którego zmierzają oddalone jest o setki kilometrów i tylko oni mogą nas tam zabrać. Nie wierzcie w te brednie.
Autobusy w Jordanii są w miarę komfortowe. Jedyny problem jest taki, że przystanków autobusowych w Ammanie jest kilka i naprawdę trzeba dużo cierpliwości, żeby korzystać z tej opcji poruszania się po okolicach stolicy. Warto jednak, bo w jest to opcja tania, a tereny z pobliżu Ammanu są piękne i usiane rzadko odwiedzanymi, ale również bardzo atrakcyjnymi ruinami i zabytkami.
Przykładem takiego ciekawego miejsca jest Iraq Al-Amir. Żeby dostać się do tej wiochy ( nie bójmy się użyć tego słowa) , musieliśmy dwa razy zmieniać autobus, ale cała podróż była emocjonująca . Piękne plenery za oknem autobusu ( stosunkowo dużo zieleni jak na Jordanie) sprawiły , że nawet nie pomstowałam zbytnio na upał. Tzn. oczywiście po półgodzinnej fizycznej eksploracji tego miejsca zaczęło mi się chcieć wymiotować ( upał, upał !!) i zmuszona zostałam do schronienia się w ... jaskimi. Po paru kwadransach siedzenie na bezkształtnej skale doszłam do wniosku , że wolę umrzeć od upału niż dalej bawić się w Wilmę Flinstone . Los jednak nie uszanował mojej naglącej potrzeby powrotu do Ammanu, i wszystkie autobusy były jak na złość wypchane dziećmi powracającymi ze szkoły. Na szczęście ma naszej drodze staną ( stwierdzenie to należy traktować bardzo dosłownie) przemiły Jordańczyk , który to zaoferował nam darmową podwózkę.
I tak to się jeździło po tej Jordanii. Nigdy nie wiadomo było , co gdzie i za ile :) Ale przynajmniej było ciekawie ....
Iraq Al-Amir |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz