Czasem trudne bywają powroty. Trudne i długie. Mój powrót z Vegas do Warszawy zajął całe dwa i pół dnia. Nieziemska to była katorga, ale inaczej się nie dało. Zawinił pieniądz, a raczej jego niedostatek. Najtańszy lot z Vegas do NJ jaki udało się nam zdobyć, bardzo brzydko komponował się bowiem z naszym kolejnym lotem do Europy. Do tego jeszcze hostel musiałyśmy opuścić na wiele godzin przed planowanym lotem inaczej policzyli by nam za kolejny dzień. Takie małe upierdliwe rzeczy niestety są bardzo istotne przy ograniczonym budżecie. No więc po tym jak parę godzin spędziłyśmy gdzieś na ławeczce w Las Vegas, przyszedł w końcu czas na najdłuższą samolotową podróż mojego życia. Las Vegas- Nowy Jork- Paryż- Warszawa. Ała. Jakieś x-naście godzin gratis spędziłyśmy na lotniskach w Nowym Jorku. Po jakże efektownym lądowaniu w tym pięknym i kultowym mieście byłyśmy już tak zmęczone, że jedyne co mogłyśmy zrobić to znaleźć kawałek wygodnej podłogi. Mój podręczny śpiworek, który zawsze ze sobą zabieram w podróż uratował mi życie. Gdyby nie parogodzinna drzemka na lotnisku , chyba nie dotarłabym do Warszawy w stanie emocjonalnie stabilnym. Potem było przemieszczanie się z jednego lotniska na następne, potem Paryż, bla bla, znowu czekanie, bla bla.
Kochane dzieci. Pamiętajcie. Zawsze miejcie przy sobie śpiwór. Zawsze!
Na lotnisku Kennediego. |
Bardzo dobra rada! Ja natomiast nie rozstaje się z jaśkiem. Zawsze na miękkim można usiąć, albo gdzieś w kącie przycupnąć i głowę oprzeć :)
OdpowiedzUsuń