Ja natomiast mam dziś inny problem. Dzisiaj kiedy położyłam się do łóżka na sjestę popołudniową ( bo ja z lubością uprawiam taką hiszpańską politykę życia) , przyczłapał i wlazł mi do wyra demon... przyszłości. Nagle moje myśli roztrzaskały się o mur. Zaczęłam myśleć o wszystkich moich planach : dom, kredyt, przeprowadzka, jakoś w to przydałoby się wpleść jakieś tripy. Nagle moje ciało jakby na sekundę zamarło i dogonił mnie strach , jakiego chyba jeszcze nigdy wcześniej nie odczuwałam.
Gorączkowo zaczęłam wertować internet w poszukiwaniu ulgi, ale panika tylko narosła. Okazało się w Irlandii dużo trudniej będzie mi znaleźć pracę, kryzys hula tam na całego i w ogóle stanęło na tym, że znowu nie wiem czego chcę od życia.
A niech to diabli. Zawsze można zrobić mały skok w bok i oddać się woli podróżowania i tylko podróżowania. Jak już wszystko pójdzie zupełnie nie tak , zawsze zostają jeszcze ciekawe miejsca i ciekawe wolontariaty. Może to jest jakiś sposób na życie ? Albo gdybym miała jaja , albo jeszcze trochę większe skłonności do izolacji, mogłabym rozważyć życie 'poza systemem' , czyli w jakiejś budzie bez wody i elektryczności. Tak jak to zostało sielsko zobrazowane w mojej obecnej lekturze : "How to live off-grid'.
Jeżeli i Was trapią podobne problemy polecam wspomnianą książkę :
Źródło |
A dla tych już ekstremalnie zmęczonych wszystkim, zostaje ucieczka na wolontariat gdzieś do Peru.
Ofert szukać można na tej genialnej stronce :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz